Moje życie nie ma sensu. Nie podoba mi się świat i ludzie. Chciałbym od życia tylko miłości ale na to nie ma szans i przez to nie chce mi się robić nic innego. Odczuwam przyjemność i sens tylko kiedy zajaram marihuanę ale nie mam kasy na regularne palenie. Czekam na śmierć ale ten czas strasznie się dłuży. Cierpienie, śmierć i jego własne niedowierzanie, że zniósł to wszystko. ♟️Polecam Wam książkę, w której australijski wykładowca przekonuje, by zawsze walczyć o życie i nie naruszać reguł gry jak np. szachista, który zrzuca figury z szachownicy tylko dlatego, że nie znalazł rozwiązania. Read 24."Moje życie bez niej nie ma żadnego sensu" from the story I will always protect you (W TRAKCIE KOREKTY) by 0Buntowniczka0 (Buntowniczka) with 13,305 r Nie da się jednak powiedzieć, że brak sensu w życiu to zawsze wygórowane aspiracje, lenistwo czy zwykłe malkontenctwo. To, że życie wydaje się udręką i na nic się nie ma ochoty, może być symptomem poważnej choroby – ból istnienia to typowy objaw depresji, którego absolutnie nie powinno się bagatelizować. Życie moje straciło sens, nie mam na nic siły i myślę, że gdybym umarła, wszystkim byłoby lepiej. Tracę apetyt, nie mam ochoty na nic. Często nie śpię po nocach, płaczę bez powodu. Czynności wykonuję jak robot, bez emocji. Są dni, kiedy jest dobrze, ale częściej myślę, że żyć tak dalej to naprawdę nie ma sensu. lirik lagu sia sia ku korbankan harta jiwa dan raga. Mam 19 lat jestem mężczyzną. Już przez dosyć długi czasu czuję się przygnębiony, zaczęło się to z pozoru niewinnie, byłem zadowolony z życia normalny, typowy, zdrowy młody chłopak, lecz ostatnio nie odczuwam żadnej radości z życia, nie widzę jego sensu, mam znajomych, lecz z żadnym z nich nie mam bliższej relacji, by komuś się wyżalić lub z kimś pogadać. Czuje się osamotniony i ta samotność mi doskwiera, lecz zaciskam mocno zęby i staram się o tym nie myśleć tylko spełniać swoje obowiązki jakimi jest szkoła i tak w kółko, codziennie to samo. W domu codziennie się kłócą wyzywają i na następny dzień udają, że jest wszystko w porządku, lecz ja tylko milczę i muszę tego wysłuchiwać, moje zdanie się nie liczy, ponieważ zaraz jestem wyzywany od najgorszych, że powinienem do pracy iść, bo żeruje na nich i nic w zamian nie daję - to boli bardzo boli, łzy same lecą z oczu, rodzice zapominają, że się uczę i nie mam wyjścia żadnego muszą z nimi mieszkać. Szkoły nie mogę rzucić, bo bez wykształcenia w przyszłości nic nie zarobię codziennie to same obwinianie mnie o zużycie prądu, bo niby zużywam najwięcej to samo tyczy się gazu, wody. Ja jestem wszystkiemu winien. Lecz siedzę cicho nie odzywam się, bo wiem, że może być jeszcze gorzej. Od dziecka jestem bardzo nerwowy mam tiki nerwowe do dzisiaj - kiedyś ojciec pił, wracał do domu pijany i bił matkę, ja jako młody dzieciak byłem bardzo wystraszony, miałem urojenie, bałem się pewnej postaci, która do mnie zawsze przychodziła - wydaje się to być głupie, ale tak właśnie było, wtedy bardzo płakałem i się bałem. Tiki zaczęły się od poruszania ramionami, potem głową itp., teraz mrugam oczami. Najgorsze jest to, że przechodzi i ciągle wraca po pewnym czasie. Znowu ostatnio mam głupie myśli, wizualizację dotyczące mojej śmierci - próbuję o tym nie myśleć, lecz nie daję rady. Dzisiaj wracając ze szkoły pociągiem zaczęły mi lecieć z oczu łzy tak po prostu, rozmyślając o życie nie widziałem sensu w tym wszystkim. Nie mam się z kim tym wszystkim podzielić w sumie nawet chyba bym nie chciał - po co? By ktoś miał mnie wyśmiać, że w takim wieku i chory na głowę? Prędzej usłyszał bym weź się w garść i to wszystko, próbowałem, ale bez skutku. Jestem strasznie bez życia i zmarnowany, lecz przy wszystkich udaję, że się wszystko w porządku, a mam strasznie ochotę wykrzyczeć co o nich myślę, bo nienawidzę wszystkich dokoła ludzi, którzy mnie otaczają. Wszyscy wydają się być tacy szczęśliwi i radośni ja, tylko gram jak aktor, udaję, że tam jestem szczęśliwy. Stan przygnębiania mam już od ponad 4 miesięcy i nic się nie zmienia, z każdym dniem czuję się jeszcze gorzej. Ciągle łykam leki przeciwbólowe, bo boli mnie głowa non stop - nie wiem z jakich przyczyn, u lekarza nie byłem, bo nie chcę. MĘŻCZYZNA, 19 LAT ponad rok temu Dziecko autystyczne w przedszkolu Autyzm to dziecięce zaburzenie rozwojowe. Częściej występuje u chłopców niż u dziewczynek. Co jeszcze warto wiedzieć na temat autyzmu? Obejrzyj film i dowiedz się więcej o przebywaniu dziecka autystycznego w przedszkolu. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2013-05-06 13:50:30 Ostatnio edytowany przez Anemonne (2013-05-06 13:57:06) sloneczkoo16 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-06 Posty: 5 Temat: Pomocy - moje życie nie ma sensu !Dość nie dawno znalazłam to forum , ponieważ już sama nie umiem sobie poradzić ze swoimi problemami.. Ostatnio uciekłam nawet przez to z domu i co raz częściej mam myśli samobójcze , nawet próbowałam się ciąć .. brać tabletki ..potrafiłam też pić dużo. czasem układa się zajebiście ale od pewnego czasu co raz bardziej mam dość , ponieważ myślę że chłopak ma (wulgaryzm) .. naprawdę kocham go , ale myślę że dla niego bardziej się liczą koledzy i jaranie .. co zrobić ? 2 Odpowiedź przez Martusiax332 2013-05-06 13:53:39 Martusiax332 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-04-30 Posty: 25 Wiek: 20 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !I dlatego sie tniesz i chcesz sie zabic bo cie chłopak olewa??? 3 Odpowiedź przez koniczynka957 2013-05-06 14:10:36 koniczynka957 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-03-09 Posty: 47 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !Co zrobić?Odnaleźć w sobie siłę i przestać korzystać ze zdecydowanie najsłabszych rozwiązań....Całe życie przed Tobą, a Ty się tniesz przez chłopaka? 4 Odpowiedź przez sloneczkoo16 2013-05-06 18:49:33 sloneczkoo16 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-06 Posty: 5 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !ogólnie się cięłam , bo nie wiedziałam co mam już robić .. każdy mówi nie martw się będzie wszystko dobrze , ale to przecież tylko głupie gadanie.. a cięłam się też przez problemy w domu i brak zaufania od mamy .. 5 Odpowiedź przez koniczynka957 2013-05-06 19:32:58 koniczynka957 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-03-09 Posty: 47 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu ! Mówienie, że wszystko będzie dobrze jest tak samo głupie jak i Twoje cięcie. Nie gniewaj się, ale obie wiemy, że tak jest. Musisz odnaleźć siłę sama w sobie aby zmierzyć się z tym wszystkim. Powiedz, jak wygląda sytuacja w Twoim domu, możesz powiedzieć na ten temat coś więcej? Próbowałaś rozmawiać z mamą o tym wszystkim co Cię dręczy? Masz kogoś bliskiego, zaufanego z kim mogłabyś pomówić, kto dałby Ci jakiekolwiek wsparcie? Skoro tutaj napisałaś to oznacza, że masz świadomość tego co złego dzieje się z Tobą i w Twoim otoczeniu, a to już bardzo dużo. Powiedz, w czym tkwi problem? Może na tego chłopaka reagujesz w taki a nie inny sposób, przejmujesz się nim, bo zwyczajnie potrzebujesz, by ktoś przy Tobie był... Ale czy rzeczywiście on może być dla Ciebie ostoją i wsparciem? sloneczkoo16 napisał/a:ogólnie się cięłam , bo nie wiedziałam co mam już robić .. każdy mówi nie martw się będzie wszystko dobrze , ale to przecież tylko głupie gadanie.. a cięłam się też przez problemy w domu i brak zaufania od mamy .. 6 Odpowiedź przez sloneczkoo16 2013-05-06 20:40:58 sloneczkoo16 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-06 Posty: 5 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !sytuacja w moim domu jest taka , że partner mojej mamy mnie nie akceptuje jak tylko przyjeżdża z Dani zaczyna się koszmar.. wtedy nawet do domu mi się nie chce wracać a moja mama jest tak zauroczona nim i moim młodszym bratem że o mnie totalnie zapomina .. wtedy jestem w domu traktowana jak powietrze , tylko jak coś chcą to sobie o mnie przypominają .. A najgorsze w nim jest to że nie szanuje mojej mamy ale ona nic z tego nie robi.. najchętniej bym mu w zęby dała.. 7 Odpowiedź przez koniczynka957 2013-05-07 14:57:44 koniczynka957 Do zakochania jeden krok Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-03-09 Posty: 47 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu ! A jeśli wolno spytać, co z tatą? Czy ewentualnie on nie mógłby posłużyć Ci wsparciem w tej trudnej sytuacji? Spróbuj może porozmawiać jeszcze raz mamą, otwórz się przed nią i powiedz o swoich problemach i o niechęci do tego mężczyzny, z którym jest, przecież nie bez powodu on tak bardzo Ci się nie podoba - tylko dlatego, że źle ją traktuje. Wyjaśnij wszystko na spokojnie. Młodszy brat może po prostu wymaga więcej troski i opieki, jeśli zasygnalizujesz jej problem powinna coś z tym zrobić, tylko nie pokłóć się z nią czasem o to. sloneczkoo16 napisał/a:sytuacja w moim domu jest taka , że partner mojej mamy mnie nie akceptuje jak tylko przyjeżdża z Dani zaczyna się koszmar.. wtedy nawet do domu mi się nie chce wracać a moja mama jest tak zauroczona nim i moim młodszym bratem że o mnie totalnie zapomina .. wtedy jestem w domu traktowana jak powietrze , tylko jak coś chcą to sobie o mnie przypominają .. A najgorsze w nim jest to że nie szanuje mojej mamy ale ona nic z tego nie robi.. najchętniej bym mu w zęby dała.. 8 Odpowiedź przez sloneczkoo16 2013-05-07 17:37:58 sloneczkoo16 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-05-06 Posty: 5 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !Tata jest za granicą , oczywiście mam z nim kontakt . Ale nie zawsze jest w Polsce żebym mogła z nim pogadać .. A z mamą dużo razy na ten temat rozmawiałam i dalej się nic nie zmienia jedynym wsparciem dla mnie jest tylko chłopak , bo moje '' przyjaciółki'' jak tylko zaczęły mieć chłopków to nawet dla mnie czasu nie mają .. ogólnie fajnie . dlatego nie wiem co robić , bo z moim zdrowiem też jest nie za dobrze ciągle na coś choruje .. 9 Odpowiedź przez Remi 2013-05-07 17:43:19 Remi Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-25 Posty: 5,472 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu ! Przestań narzekać wiecznie. Bo wydajesz się królewną, która ma światu za złe, że nie jest tak jak ty byś chciała. Znajdź hobby, znajdź sens po co żyjesz, znajdź drogę swoją. Szukasz wsparcia - tym chłopak, a ty jesteś wsparciem dla kogoś? Psiapsióły mają swoje życie, ty też je masz. Skup się na nim. Cała reszta to tylko dodatki. Raz się żyje, więc przestań patrzeć, na to co powiedzą inni tylko :Rób to co uważasz za stosowne ! 10 Odpowiedź przez blessuree 2013-11-24 14:37:27 blessuree Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-24 Posty: 1 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu !Nie widzę sensu mojego życia. W tym jest problem. Jestem młoda, mam 17 lat i doskonale wiem, że całe życie przede mną.. ale ja już nie mam siły walczyć. Nie odnalazłam żadnego powołania, celu.. co chcę robić w życiu. Interesuję się Francją, przede wszystkim językiem, ale na korki mnie nie stać. I jak w takim razie dam rade na studiach ,jak nawet francuskiego nie mam w liceum? Uczyłam się 3 lata ,ale to by było na tyle. Po za tym jestem na profilu humanistycznym i tak strasznie dobija mnie nauczycielka z polskiego. Uwzięła się na mnie, aż dostałam jakiś napadów nerwicowych ,lęku.. przez co dostaję niskie oceny, nie wszystkie ,ale jednak są. Czasami mam coś takiego, że nie mam siły wstać z łóżka.. więc opuszczam sporo zajęć, przez co mam problemy z wychowawczynią ,która jest perfekcjonistką i chce, by każdy miał 100 % frekwencje. Dalej.. chcę zdać rozszerzoną maturę z historii, polskiego i angielskiego. Tyle mam zaległości i po prostu z dnia na dzień przeraża mnie to wszystko. Tyle materiału.. sama historia 1 temat 10 stron..pamięciówka. a ja po prostu po szkole zamykam się w pokoju, kładę się na łóżku i idę spać, bo taka jestem wykończona psychicznie. Nie daje rady już wstawać rano..przeraża mnie ta monotonia ..wszystko jest takie same ,te dni.. upływają tak szybko, na tym samym.. szkole ,brak pasji.. nawet nie mam czasu na siatkówkę, którą tak kocham. Ludzie się zmienili. Każdy żyje własnym życiem przez co czuję się samotna. Tym bardziej ,że nie mam aktualnie chłopaka. Gdy patrzę na facetów po prostu teraz wiem, że im tylko chodzi o jedno. A jak nie to porzucają. Chcę być szczęśliwa, mieć kogoś, chodzić z uśmiechem na twarzy do szkoły , cieszyć się życiem.. ale po prostu to wszystko mnie już przerasta.. i to mnie przeraża.. co będzie potem ,jak ja teraz się poddaję? A nie chcę! Tak jakby coś siedziało we mnie złego i nie mogło wyjść. Straciłam pewność siebie, mam poczucie niskiej wartości. Mimo ,że zawsze jestem w centrum uwagi to tak naprawdę wykańczam się od środka z bezsilności sytuacji. Szaro ,buro.. jeszcze ta pogoda, jesień. Ostatnio miałam rozmowę z wychowawczynią na temat moich ,,dołków?? , bo oczywiście mama się wygadała. Chciałabym porozmawiać z kimś kto naprawdę może mi jakoś pomóc. Zdaję sobie sprawę z tego ,że mam problem ze swoim nastawieniem do życia. Jak na razie NIKT nie umie mi pomóc. Co ja mam zrobić? Gdzie szukać pomocy mieszkam w małym mieście ,gdzie jest tylko jedna poradnia psychologiczno-pedagogiczna, gdzie pewnie wszyscy się znają. A znowu nie stać mnie na wizytę u prywatnego psychologa za 100 zł. Wiem, że jeśli teraz nie zmienię swojego życia to powoli się wykończę.. a ja przecież chcę żyć i być szczęśliwa.. jeśli ktoś umie mi jakoś pomóc ,doradzić w czym tak naprawdę tkwi mój problem to proszę.. niech napiszę w komentarzu. pozdrawiam. J. 11 Odpowiedź przez alfaalfa 2013-11-24 17:27:08 alfaalfa Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-11-27 Posty: 1,871 Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu ! blessuree napisał/a:Nie odnalazłam żadnego powołania, celu.. co chcę robić w wiem czy Cię to pocieszy ale większość osób w tym wieku ma podobne problemy.. to poczucie przemęczenia, beznadziei i braku motywacji, poczucie odrzucenia - to normalne. Rozejrzyj się, zapewniam że choć jedna z koleżanek również jest tak samo przerażona jak Ty, może warto o tym porozmawiać z innymi - jak sobie z tym radzą... Francuskiego możesz uczyć się na własną rękę (są tanie kursy na mp3, książki), skup się teraz na nauce i na tym gdzie chcesz iść na studia.. z czasem zauważysz, że warto było Co do znajomych - może zapisz się na jakiś basen czy wychodź do kina .. poznawaj inne osoby z otoczenia... bo ważna jest dla mnierównowaga uczynków i słów 12 Odpowiedź przez prekvapenie 2013-11-24 17:41:54 Ostatnio edytowany przez prekvapenie (2013-11-24 17:54:30) prekvapenie Net-facet Nieaktywny Zawód: IT Zarejestrowany: 2013-08-31 Posty: 306 Wiek: 30coś Odp: Pomocy - moje życie nie ma sensu ! blessuree napisał/a:jeśli ktoś umie mi jakoś pomóc ,doradzić w czym tak naprawdę tkwi mój problem to proszę.. niech napiszę w komentarzu. pozdrawiam. początek, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś to polecam podstawowe badania krwi i hormonów, to o czym piszesz może mieć podłoże języka dzisiaj jest łatwiejsza niż kiedykolwiek, przecież masz dostęp do Internetu, mój tata nauczył się włoskiego w parę lat w ten sposób, nigdy nie chodził na żadne faceci chcą tylko jednego - bzudra. Jedyny "problem" polega na tym że tacy są najbardziej aktywni. Na pewno znasz spokojnych i może nawet nieśmiałych - oni mogą chcieć się z Tobą zaprzyjaźnić, ale boją się podejść i zagadać...btw. Ja jestem po 30tce i ciągle szukam mojego powołania Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Mam kompletnie dość, nic mi w życiu nie wychodzi od szkoły, przez prace po związki. Od dziecka byłam dręczona w szkole, gimnazjum było najgorszym koszmarem, który wciąż rozpamiętuje. Uciekałam ze szkoły bo miałam dość. Dodatkowo jestem dnem z matematyki, przez nią maturę mogłam napisać dopiero jak skończyłam technikum to mogłam podejść i oczywiście matma niezdana. Kompletnie mnie to rozbiło, poprawka zawalona. Teraz podchodzę do samej matematyki, ale mam dość nawet się nie uczę, nie chcę, nienawidzę tego. Kiedy tylko otwieram tą cholerną książkę wybucham płaczem.... Po niezdanej maturze postanowiłam wyprowadzić się do większego miasta, żeby spróbować na nowo. Praca, nowi znajomi, kluby. Miało być pięknie a tak to wylądowałam w beznadziejnej pracy za najniższe krajowe gdzie nie dość że nie miałam prawie w ogóle wolnego, to miałam okrutną kierowniczkę, ale trzymałam się tej pracy bo chociaż wypłata była, co próbowałam coś zmienić to wszędzie wybierali kogoś innego. I cóż ostatnio na dodatek zostałam i z tąd zwolniona. Teraz siedzę jak ten cieć bez pracy, wysyłam cv i łażę jak potłuczona i nic, zero. Ciągle płaczę, mam dość życia. Wciąż tylko słyszę ucz się matmy i szukaj pracy mam już dość tego wysłuchiwania. I że studia to najpiękniejszy okres życia ! Nie umiem tego cholernego przedmiotu i koniec. I tym wszystkim obarczam mamę, nie potrafię jej docenić... Wciąż mi pomaga nawet nie wymaga ode mnie zdania tej cholernej matury, urządziła mi ładnie pokój na stancji, a ja nic tylko jej płaczę i narzekam :( Sama siebie mam już dość... Nie żadnych celów w życiu, aspiracji kompletnie nic, czasem po prostu mam ochotę ze sobą skończyć i nie obarczać innych moją osobą mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 00:41 i piszę to prosto z serca. nie mam nic. nie wiem co robić. w sumie to zastanawiam się czy jest jakikolwiek sens dalej walczyć. -w rodzinie syf, że aż się rzygać chce -nie mam bliskich znajomych, nikogo (dosłownie). o jakimkolwiek związku nawet nie ma mowy (nie było i raczej nie będzie)-właśnie się dowiedziałam, że nie dostałam się na studia, które były jednym moim marzeniem-mam zryty charakter (tyle wad, że praca nad tym wszystkim to niezła kuźnia) wątpię, że kiedyś uda się mnie zmienićmam teraz w cholerę egzaminów, a sama nie wiem po co to wszystko zaliczać skoro nie chce kontynuować w tym mieście nauki, a na inną uczelnię nie mogę się przenieść (mam za niską średnią)czuję się jak w jakiejś pułapce. nie wiem co robić i nie mogę już tego wytrzymać... chciałabym sobie pomoc, ale nie wiem jak. proszę o jakąś wskazówkę co robić, bo zaraz tu sama oszaleje... Dołączył: 2014-04-23 Miasto: Kraków Liczba postów: 20722 23 czerwca 2015, 01:41 Marudziłaś już kiedyś, prawda? Z innego konta ;) Celowo używam słowo marudziłaś, bo to nie jest zdrowe racjonalne podejście do sprawy. To czy ktoś się wybije czy nie to jest kombinacja wielu czynników: szczęścia, wyników w nauce, doświadczenia zawodowego, tego czy spotkało się po drodze pomocnych ludzi czy żmije, poziomu uczelni, siły własnego charakteru, determinacji, stopnia opanowania sztuki włażenia oknem gdy nie wpuszczają nas drzwiami. To nie działa tak, że jak ktoś ma dwa lata w plecy to powinien się wziąć dwie deski i iść się kłaść na cmentarz, bo jedynym obiektem, który wybuduje będzie własna trumna. Znam masę ludzi, który nie mieli idealnie prostej ścieżki kariery, a większy czy mniejszy sukces odnieśli. Mój własny tata, jest maklerem, żeby nim zostać pracował w banku, bo tam zdobywał potrzebną wiedzę, mimo że nie była to praca jego marzeń. Wyżej wspomniany wykładowca. Moja koleżanka z roku, która ciągnie trzy kierunki, w tym dwa wymarzone i jeden, którego nie lubi, ale za studiowanie którego rodzice jej pomagają finansowo. Ba! Znam chłopaka, który skończył prawo i zaczął medycynę i dziewczynę, która na czwartym roku nielubianych studiów dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Tylko wiesz dlaczego tym ludziom się udało? - bo potrafili w siebie uwierzyć, nie szukali wymówek, ani usprawiedliwienia żeby móc samemu sobie pozwolić na pogrążanie się w marazmie. mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 01:41 mante napisał(a):Wilena napisał(a):W ramach ciekawostki powiem tak - jeden z wykładowców u mnie na uczelni będąc studentem oblał egzamin z przedmiotu, który teraz wykłada i w zakresie, którego udziela ludziom porad prawnych zarabiając na tym nie małe pieniądze. Opowiada to chyba właśnie po to, żeby dać ludziom przykład, że nie należy się poddawać i porażki naprawdę można zamienić na sukces. Wolisz być teraz dwa lata w plecy, czy przed kolejnych 40 robić coś za czym nie przepadasz i żałować, że nie spróbowałaś po raz kolejny? Na co się dostajesz? Medycyna? Architektura? To chyba norma na tych kierunkach, że sporo ludzi ma parę - rodziny nie zmienisz, ale faceta możesz przecież poznać w każdej chwili - myślisz, że pary dookoła Ciebie się znają całe życie? Też kiedyś musieli na siebie wpaść, przedtem być może też byli sami. Podobnie z przyjaciółmi i znajomymi - po prostu nie zamykaj się (dosłownie i w przenośni) jak chcesz kogoś - nie widzę problemu ;) Sama mam zryty i jakoś żyję - możesz próbować zmieniać coś jeżeli bardzo Ci przeszkadza, ale jakby nie patrzyć to wady są jakąś tam częścią osobowości - każdy jakieś ma, to byłoby przerażające gdyby każdy człowiek na Ziemi stał się nagle idealny, taka inwazja jednakowych cyborgów. architektura... którą niby studiuje na zadupiu. wiem, że to się często zdarza, ale ja mam jednoznaczne skojarzenia: nie udało się=nie nadaję się... nie dość, że jest to kierunek, po którym naprawdę ciężko się wybić to jeszcze na wstępie dwa lata w plecy... to tak obniży moje szanse na sukces, że sama nie wiem czy jest sens walczyć z wiatrakami. wiem, że ludzie się po kilka razy próbują dostać, i się za którymś razem załapią, ale czy wszyscy potem mają satysfakcjonujące życie zawodowe? wątpię. mi się wydaje, że trzeba być jednym z najlepszych, żeby cokolwiek pożytecznego z tego mieć... a tu na wstępie już taki poślizg. nie nadgonię tego już nigdy. taka jest prawda i nie mam co się oszukiwać. teraz mogę tylko marnie łagodzić beznadziejną sytuacje, ale moja szansa już została wykorzystana. jest za późno i nic tego nie poszlam na architekture majac 23 lata. I co? Skonczylam, popracowalam troche. Co do egzaminow wstepnych, to zdawalam na dwie uczelnie, wlasnie jedna to zadupie totalne i tam bardzo kiepsko zdalam rysunek ponoc /na mniej niz niedostateczny/ ...Dwa razy dzwonilam, bo nie wierzylam. Druga polibuda, to tam gdzie chcialam i sie przygotowywalam, zdalam rysunek jako Druga ze wszystkich zdajacych. Czy to nie paradoks jak roznie ocenia sie prace? Trzeba sie uczyc pod konkretna uczelbnie i chodzic na korki do kogos, kto tam wyklada i powie Ci na czym komisja ma bzika w rysunku. Szlifowac reke, matme rozumiec i wtedy sie dostaniesz. Toz u mnie na roku co druga osoba miala 2 lata w plecy, a ja to juz w ogole, bo po drodze zrobilam jeszcze inny, humanistyczny garsc sie wez i dzialaj. wiem, że jesteś po architekturze i pamiętam twoje wpisy odnośnie tego kierunku. wywnioskowałam, że jesteś bardzo niezadowolona... co do mnie: nie chcę tylko dostać się i skończyć, żeby mieć papier i tytuł. ja naprawdę miałam ambitne plany co do mojej przyszłości i ten kolejny rok "przerwy" je całkowicie przekreśla. dlatego piszę, że już nic nie ma sensu, bo jednak coś już straciłam bezpowrotnie. mogę zakasać rękawy, pracować, ale już nigdy nie odzyskam tej szansy. pewnie zostanę na tym cholernym zadupiu i wykształcę się na zgorzkniałą jędze, bez perspektyw na przyszłość. no bo co: rzucę architekturę po to, żeby robić rok przerwy i iść na architekturę?? przecież to jakaś paranoja. ps: poza tym nie ma pewności, że się dostanę za rok mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 01:49 Wilena napisał(a):Marudziłaś już kiedyś, prawda? Z innego konta ;) Celowo używam słowo marudziłaś, bo to nie jest zdrowe racjonalne podejście do sprawy. To czy ktoś się wybije czy nie to jest kombinacja wielu czynników: szczęścia, wyników w nauce, doświadczenia zawodowego, tego czy spotkało się po drodze pomocnych ludzi czy żmije, poziomu uczelni, siły własnego charakteru, determinacji, stopnia opanowania sztuki włażenia oknem gdy nie wpuszczają nas drzwiami. To nie działa tak, że jak ktoś ma dwa lata w plecy to powinien się wziąć dwie deski i iść się kłaść na cmentarz, bo jedynym obiektem, który wybuduje będzie własna trumna. Znam masę ludzi, który nie mieli idealnie prostej ścieżki kariery, a większy czy mniejszy sukces odnieśli. Mój własny tata, jest maklerem, żeby nim zostać pracował w banku, bo tam zdobywał potrzebną wiedzę, mimo że nie była to praca jego marzeń. Wyżej wspomniany wykładowca. Moja koleżanka z roku, która ciągnie trzy kierunki, w tym dwa wymarzone i jeden, którego nie lubi, ale za studiowanie którego rodzice jej pomagają finansowo. Ba! Znam chłopaka, który skończył prawo i zaczął medycynę i dziewczynę, która na czwartym roku nielubianych studiów dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Tylko wiesz dlaczego tym ludziom się udało? - bo potrafili w siebie uwierzyć, nie szukali wymówek, ani usprawiedliwienia żeby móc samemu sobie pozwolić na pogrążanie się w marazmie. pewnie, że marudziłam, bo ta sprawa mnie gnębi od jakiegoś czasu i gnębić będzie pewnie do końca życia. a że nawet nie mam kogo w realnym świecie dopaść to padło znowu na was... ja wiem, że ludzie walczą i im się udaje, ale u mnie jest za dużo cech wróżących porażkę...chciałabym jeszcze walczyć o siebie. naprawdę. niestety mój plan został tak rozłożony na łopatki, że teraz już nie widzę żadnego rozwiązania tej sytuacji.. rzucić studia? zostać tu? obydwie opcje są śmieszne. Dołączył: 2014-04-23 Miasto: Kraków Liczba postów: 20722 23 czerwca 2015, 02:04 Marudź jak potrzebujesz, po prostu nie wiem po co z innego konta - jak się kogoś kojarzy to się ma mglisty, bo mglisty, ale jednak szerszy obraz sytuacji. Odpowiedz sobie na pytanie co będzie jak nie rzucisz studiów - skończysz architekturę na jakiejś gorszej uczelni, tak? Będziesz miała pewnie mniejsze szanse na dobrą pracę, ale nie zerowe przecież. I co będzie jak rzucisz studia na obecnej uczelni jak dostaniesz się na lepszą - będziesz miała większe szanse na pracę, aczkolwiek zaczniesz ją dwa lata później niż w opcji pierwszej. Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, teraz po prostu skalkuluj co jest dla Ciebie ważniejsze. I co oznaczają cechy wróżące porażkę? - moim zdaniem to nie są właśnie cechy, tylko ludzie pozwalają się zepchnąć do roli takiej szarej myszki, wiecznie przestraszonej, wiecznie wycofanej, wiecznie trzymającej się kurczowo starych rozwiązań, tylko dlatego, że te stare, nawet jak są złe, się już zna. Nikt się taki nie rodzi, to przecież my sami i ludzie dookoła kształtujemy charakter. Jasne, jakieś cechy wrodzone się ma - są ludzie, którzy dostali od Bozi jakiś niewyobrażalny talent, albo powalającą charyzmę - ale w większości wypadków to, że ktoś się przebił to wynik jego własnej pracy nad sobą - myślisz, że znanym architektom ktoś rozwijał pod stopami czerwony dywan? Wątpię, myślę, że w większości wypadków musieli się nałazić, nadenerwować, namęczyć jak każdy. Tylko właśnie, łazili, denerwowali się, męczyli, a nie stwierdzali, że nic nie zrobią, bo mają dwa lata w plecy, więc jedynym rozwiązaniem jest siąść i przez 40 kolejnych jak już pisałam, płakać z tego powodu. Teraz Ci się to wydaje szmat czasu, jak masz perspektywę matury i dwóch lat studiów - zobaczysz, że za 20 lat będzie Ci się to wydawało niepoważne skreślać sobie plany z powodu przesunięcia dwóch lat (znaczy nie wiem, jesteśmy w podobnym wieku, ale piszę tak jak mi zawsze starsi ludzie opowiadają, że zupełnie zmienia się perspektywa i to się potem jakoś zaciera wszystko). Dołączył: 2011-03-07 Miasto: Katowice Liczba postów: 496 23 czerwca 2015, 02:21 Skup sie na rozwoju, naucz sie jezyka, popracuj nad swoim charakterem, nabierzesz pewnosci siebie i zaczniesz wierzyc w siebie. Jeszcze nie dawno mialam podobna sytuacje jak Ty, mowilam dookola jakie mam okropne zycie i nie moge nic zmienic...W koncu postanowilam sie wziac za siebie, duzo pomogly mi ksiazki motywacyjne. Wyznaczylam sobie cele zyciowe i moje zycie wyglada lepiej. Nie mam faceta,dlugo nie mialam, ale teraz nawet nie chce, skupiam sie tylko na mi bylam w beznadziejnej sytuacji, wieczna pesymistka, czeste poczucie samotnosci wsrod wielu ludzi, teraz mam inne nastawienie, doceniam to co mam i licze na lepsze tez mozesz! mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 02:32 Wilena napisał(a):Marudź jak potrzebujesz, po prostu nie wiem po co z innego konta - jak się kogoś kojarzy to się ma mglisty, bo mglisty, ale jednak szerszy obraz sytuacji. Odpowiedz sobie na pytanie co będzie jak nie rzucisz studiów - skończysz architekturę na jakiejś gorszej uczelni, tak? Będziesz miała pewnie mniejsze szanse na dobrą pracę, ale nie zerowe przecież. I co będzie jak rzucisz studia na obecnej uczelni jak dostaniesz się na lepszą - będziesz miała większe szanse na pracę, aczkolwiek zaczniesz ją dwa lata później niż w opcji pierwszej. Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, teraz po prostu skalkuluj co jest dla Ciebie ważniejsze. I co oznaczają cechy wróżące porażkę? - moim zdaniem to nie są właśnie cechy, tylko ludzie pozwalają się zepchnąć do roli takiej szarej myszki, wiecznie przestraszonej, wiecznie wycofanej, wiecznie trzymającej się kurczowo starych rozwiązań, tylko dlatego, że te stare, nawet jak są złe, się już zna. Nikt się taki nie rodzi, to przecież my sami i ludzie dookoła kształtujemy charakter. Jasne, jakieś cechy wrodzone się ma - są ludzie, którzy dostali od Bozi jakiś niewyobrażalny talent, albo powalającą charyzmę - ale w większości wypadków to, że ktoś się przebił to wynik jego własnej pracy nad sobą - myślisz, że znanym architektom ktoś rozwijał pod stopami czerwony dywan? Wątpię, myślę, że w większości wypadków musieli się nałazić, nadenerwować, namęczyć jak każdy. Tylko właśnie, łazili, denerwowali się, męczyli, a nie stwierdzali, że nic nie zrobią, bo mają dwa lata w plecy, więc jedynym rozwiązaniem jest siąść i przez 40 kolejnych jak już pisałam, płakać z tego powodu. Teraz Ci się to wydaje szmat czasu, jak masz perspektywę matury i dwóch lat studiów - zobaczysz, że za 20 lat będzie Ci się to wydawało niepoważne skreślać sobie plany z powodu przesunięcia dwóch lat (znaczy nie wiem, jesteśmy w podobnym wieku, ale piszę tak jak mi zawsze starsi ludzie opowiadają, że zupełnie zmienia się perspektywa i to się potem jakoś zaciera wszystko). szybciej było założyć nowe konto niż dokopywać się do haseł, ale nie kryję się, że to znowu ja... pozostanie tutaj odpada, bo dopija mnie to miasto, w którym nic się nie dzieje. to hamuje mój rozwój nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. zrobienie takiego roku przerwy to teraz ogromne ryzyko. nie będę miała się z czego utrzymać. pewnie musiałabym wyjechać do W-wy (tylko tam się przygotuję do egzaminów). moja mama wpadnie w szał jak się dowie. no i jeśli się nie uda to zostanę z ręką w nocniku. bez studiów tak naprawdę. zarówno jedno, jak i drugie wyjście jest do niczego. pisząc o okolicznościach, które skazują mnie na porażkę miałam na myśli całokształt mojego życia. wiem, że ludziom przytrafiają się różne rzeczy, ale przeważnie każdy ma jakąś deskę ratunku, na którą może liczyć w trudnych chwilach. no ja szukam się co by mogło być dla mnie taką deską i nic nie przychodzi mi do głowy. poza tym mam cechy charakteru, które nie idą w parze z sukcesem i czeka mnie naprawdę ciężka droga, żeby się ich pozbyć. pewnie się taka nie urodziłam, ale moje dzieciństwo to jakaś porażka. jakby to wszystko zsumować to wychodzi totalnie abstrakcyjna wizja dokonania rzeczy niemożliwych. czasem się na to nabieram i próbuję walczyć. jednak zdrowy rozsądek wie, że moje plany są zbyt utopijne, by je zrealizować Dołączył: 2014-09-21 Miasto: Warszawa Liczba postów: 347 23 czerwca 2015, 07:39 A Ty w ogóle chcesz cokolwiek zmienić, czy weszłaś tu tylko ponarzekać? Mam prawie 25 lat i jestem dwa lata w plecy. Nie zdałam w drugiej liceum, później oblałam maturę z matematyki i ustny angielski. Moja średnia w szkole nigdy nie przekroczyła Przynajmniej w gimnazjum/liceum. Chyba nikt nie wierzył, że jestem w stanie dostać się na jakiekolwiek studia, w dodatku nie prywatnie. Dziś studiuję wymarzony kierunek, w tym semestrze moja średnia wynosi w czwartek poprawiam jedyne na 5. Ale nie siedzę na dupie i nie mrudzę, że moje życie nie ma sensu i straciłam jedyną szansę bo to gówno prawda. Zastanów się czego chcesz i jak możesz to osiągnąć, a później weź się do pracy zamiast truć dupę. Dołączył: 2015-05-29 Miasto: olsztyn Liczba postów: 730 23 czerwca 2015, 07:46 weź sie w garsc, a nie wylewasz żale na portalach... sorry, ale wydaje mi się, że masz chwile załamania i teraz będziesz to analizowac Dołączył: 2012-04-17 Miasto: Toruń Liczba postów: 6194 23 czerwca 2015, 08:40 Głowa do góry wszystko sie ułoży Dołączył: 2008-01-27 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1158 23 czerwca 2015, 08:43 Ja mam 4 lata w plecy: rok przez studia, które okazały się niefajne, 2 lata przez studium policealne i rok przez urodzenie dziecka, więc nie narzekaj. Teraz kończę studia, które mi sie podobają, mam fajną pracę, a moje dziecko idzie do 1 klasy. Po pierwsze świat sie nie zawali jak przełożysz wszystkie walące sie plany na za rok, po drugie może to właśnie ma nauczyć cię pokory?Też jestem taka, że wszystko chciałabym na już, a jak dosięga mnie jakies niezaplanowane niepowodzenie to się dołuję. Tak jest z przeciągającym się remontem, czy z praca magisterską, którą bronię w lipcu a miałam w planach obronić się w czerwcu, ale od tego świat się nie zawali. Uczę się dzięki temu pokory, bo nie zawsze w życiu wszystko będzie szło po Twojej myśli, a sukcesem będzie jak nauczysz się sobie z tym radzić. Nie wiem jak na architekturze, ale ja się w życiu przekonałam, że uczelnia i oceny na studiach nie mają znaczenia. W pracy liczą się charakter, umiejętności, wrodzony spryt i zdolności. RybkaArchitektka napisał(a):mante napisał(a):Wilena napisał(a):W ramach ciekawostki powiem tak - jeden z wykładowców u mnie na uczelni będąc studentem oblał egzamin z przedmiotu, który teraz wykłada i w zakresie, którego udziela ludziom porad prawnych zarabiając na tym nie małe pieniądze. Opowiada to chyba właśnie po to, żeby dać ludziom przykład, że nie należy się poddawać i porażki naprawdę można zamienić na sukces. Wolisz być teraz dwa lata w plecy, czy przed kolejnych 40 robić coś za czym nie przepadasz i żałować, że nie spróbowałaś po raz kolejny? Na co się dostajesz? Medycyna? Architektura? To chyba norma na tych kierunkach, że sporo ludzi ma parę - rodziny nie zmienisz, ale faceta możesz przecież poznać w każdej chwili - myślisz, że pary dookoła Ciebie się znają całe życie? Też kiedyś musieli na siebie wpaść, przedtem być może też byli sami. Podobnie z przyjaciółmi i znajomymi - po prostu nie zamykaj się (dosłownie i w przenośni) jak chcesz kogoś - nie widzę problemu ;) Sama mam zryty i jakoś żyję - możesz próbować zmieniać coś jeżeli bardzo Ci przeszkadza, ale jakby nie patrzyć to wady są jakąś tam częścią osobowości - każdy jakieś ma, to byłoby przerażające gdyby każdy człowiek na Ziemi stał się nagle idealny, taka inwazja jednakowych cyborgów. architektura... którą niby studiuje na zadupiu. wiem, że to się często zdarza, ale ja mam jednoznaczne skojarzenia: nie udało się=nie nadaję się... nie dość, że jest to kierunek, po którym naprawdę ciężko się wybić to jeszcze na wstępie dwa lata w plecy... to tak obniży moje szanse na sukces, że sama nie wiem czy jest sens walczyć z wiatrakami. wiem, że ludzie się po kilka razy próbują dostać, i się za którymś razem załapią, ale czy wszyscy potem mają satysfakcjonujące życie zawodowe? wątpię. mi się wydaje, że trzeba być jednym z najlepszych, żeby cokolwiek pożytecznego z tego mieć... a tu na wstępie już taki poślizg. nie nadgonię tego już nigdy. taka jest prawda i nie mam co się oszukiwać. teraz mogę tylko marnie łagodzić beznadziejną sytuacje, ale moja szansa już została wykorzystana. jest za późno i nic tego nie poszlam na architekture majac 23 lata. I co? Skonczylam, popracowalam troche. Co do egzaminow wstepnych, to zdawalam na dwie uczelnie, wlasnie jedna to zadupie totalne i tam bardzo kiepsko zdalam rysunek ponoc /na mniej niz niedostateczny/ ...Dwa razy dzwonilam, bo nie wierzylam. Druga polibuda, to tam gdzie chcialam i sie przygotowywalam, zdalam rysunek jako Druga ze wszystkich zdajacych. Czy to nie paradoks jak roznie ocenia sie prace? Trzeba sie uczyc pod konkretna uczelbnie i chodzic na korki do kogos, kto tam wyklada i powie Ci na czym komisja ma bzika w rysunku. Szlifowac reke, matme rozumiec i wtedy sie dostaniesz. Toz u mnie na roku co druga osoba miala 2 lata w plecy, a ja to juz w ogole, bo po drodze zrobilam jeszcze inny, humanistyczny garsc sie wez i dzialaj. wiem, że jesteś po architekturze i pamiętam twoje wpisy odnośnie tego kierunku. wywnioskowałam, że jesteś bardzo niezadowolona... co do mnie: nie chcę tylko dostać się i skończyć, żeby mieć papier i tytuł. ja naprawdę miałam ambitne plany co do mojej przyszłości i ten kolejny rok "przerwy" je całkowicie przekreśla. dlatego piszę, że już nic nie ma sensu, bo jednak coś już straciłam bezpowrotnie. mogę zakasać rękawy, pracować, ale już nigdy nie odzyskam tej szansy. pewnie zostanę na tym cholernym zadupiu i wykształcę się na zgorzkniałą jędze, bez perspektyw na przyszłość. no bo co: rzucę architekturę po to, żeby robić rok przerwy i iść na architekturę?? przecież to jakaś paranoja. ps: poza tym nie ma pewności, że się dostanę za rokmoje niezadowolenie wynikalo z innych rzeczy. Mialam dobra prace, ambitne tematy, nawet bym powiedziala, ze przerastaly moje mozliwosci, a wielokrotnie sobie z nimi poradzilam i radzilaM. Jesli jestem niezadowolona to dlatego, ze ogrom pracy nie jest proporcjonalny do zarobkow. Lepiej skonczyc jakies instalacje, pracy duzo mniej, prosciej, a pieniadze podobne. Robilam duze tematy za kolosalna kase, ale sama mialam z tego ...roznie /robilam do uprawnien/. Mysle, ze niezadowolenie tez wynikalo z ogromnej presji. To jest zawod ktory sie zmienia. Pamietam jak swietnie mi sie pracowalo, gdy w Polsce byl boom mieszkaniowy, mialam pracy full, szefostwo glaskalo po glowach i jeszcze rozne profity byly, premie itd...I nagle zaczal sie kryzys..ekonomiczny, gospodarczy i budowlany. I mase ludzi zostalo zwolnionych. Wprawdzie prace mialam zawsze, ale zarobki duzo nizsze, a mobing taki, ciagle darcie sie szefow. Isiedzenie w pracy od rana do wieczora, zadnego zycia prywatnego, prawie nicitd..Przepracowalam prawie 5 lat i bylam na skraju ...nie wiem jak to nazwac..zycia? Po prostu mialam wypalenie zawodowe. Choc uwielbialam swoj zawod i nadal go lubie, to nie bylam w stanie juz w nim pracowac. Na szczescie to przeszlo, ale trwalo prawie 3 lata. Co do wybicia sie...Cale zycie przed Toba. Najbardziej utalentowani architekci robia swoje najlepsze dziela po 50 tce. Czytalam kiedys wywiad z architektem Krztysztofem Ingardenem, ktory powiedzial, ze ze swoich wszystkich projektow jakie robil w zyciu, zrealizowal zaledwie 10% Pamietam tez, ze jeden wybitny brytyjski architekt /zapomnialam nazwiska, ale ten juz top na topie/, ktory jest gigantem teraz, to w swoim zyciu 3 razy zbankrutowal i oglosil upadlosc. Jest taki architekt polski, Robert Konieczny, ktory prowadzi po Polsce cykl bardzo inspirujacych wykladow. Ja bylam wprost porazona pozytywnie tym jak on podchodzi do archi, jak tworzy wybitne projekty. Ale tez opowiada jak do tego wszystkiego doszedl...i zapewniam Cie, ze nie jak po rozach. Koniecznie wybierz sie kiedys na jego wyklad. Tez kiedys pracowalam dla wspanialego architekta...z samej gory. Opowiadal o swoim zyciu, mlodosci, jak doszedl. Duzo szczescia mial; znalazl sie wsrod wybitnych ludzi, ale jego mentor np nie poznal sie na jego talencie i nie ukladala sie im wspolpraca. Poczytaj sobie rozne biografie ludzi. Wielu wybitnych architektow przyplacilo to samotnoscia, brakiem dzieci /pewnie dla Ciebie teraz to nie ma znaczenia/. Bedzie co ma byc. Duzo pracuj, ucz sie programow. Startuj w konkursach. I dzialaj.

moje życie nie ma sensu