Platforma Obywatelska obiecała że będzie żyło się ludziom lepiej ale żyje się tylko lepiej kolegom Tuska. #ByŻyłoSięLepiej platformie👇👇Źródło - https://twi
Wszystko zaczęło się od tego, że mój jedyny syn niedawno się ożenił. Wprawdzie uważałem, że to za wcześnie i że możemy jeszcze trochę poczekać ze ślubem Andrzeja, aby się lepiej poznać, ale mówiłem mu, żeby najpierw mieszkał z Ireną, aby zrozumiał, jaką jest osobą, żeby nie podejmował pochopnych decyzji.
By się ogrzała idąc z nami. W przestworza zabierz nas piosenko. By do utraty tchu się żyło. Żeby przez cały tydzień święto. I żeby (przez) cały tydzień miłość. (chorus) Bo jesteś piosenką, piosenką moich wiosen. Bo jesteś piosenką z dobrymi słovami. Bo jesteś piosenką, którą pod swetrem grubym niosę.
"Myślałem, żeby dobrze żyło się mojej mamie" 22 lutego 2012, 7:32. TVN Meteo | Najnowsze. 22 lutego 2012, 7:32 jakie zjawisko mogło być źródłem cząstki niosącej aż tyle energii
wytchnienia, natchnienia i mocy. Inteligencja Oddechu to samoregulująca się siła, którą wzmacniasz ciało, umysł, emocje i ducha. To sposób na życie swoją Wizją. Życie w oparciu o najgłębsze potrzeby i pragnienia z uwzględnieniem dobrych relacji. Zaczynając od tej najważniejszej. - mocnej relacji ze sobą.
lirik lagu sia sia ku korbankan harta jiwa dan raga. Zarówno Trójmiasto jako metropolia, jak i poszczególne miasta (Gdańsk, Gdynia, Sopot) regularnie znajdują się w czołówkach rankingów jakości życia w Polsce. Nic dziwnego - wysokie dochody, czyste powietrze, dobre uczelnie i szpitale, wysoka średnia długość życia, niskie bezrobocie - predestynują nadmorską metropolię do określenia "dobre miejsce do zamieszkania". Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Poniżej subiektywna lista spraw, które w Trójmieście należy poprawić, aby żyło się jeszcze lepiej. SzadółkiSmród dochodzący z wysypiska to element krajobrazu równie silnie związany z Gdańskiem, podobnie jak fontanna Neptuna albo Żuraw. Silniej albo słabiej, bardziej zgniły albo bardziej duszący - obecny jest jednak w południowej części miasta jako stały element krajobrazu, przynajmniej zapachowego. Kolejne zarządy i kolejni dyrektorzy zapewniają, że już wkrótce, już niedługo problem zostanie rozwiązany - bez realnego postępu. Od 10 lat co najmniej. Doprawdy, czas byłoby o tym śmierdzącym problemie mniej mówić, a więcej biletTrójmiasto pozostaje bodaj jedyną metropolią w Polsce, w której trzeba kupować kilka biletów, aby przemieścić się z jednego końca na drugi. Nie rozeznają się w tym nawet lokalni mieszkańcy, a co dopiero obcokrajowcy - regularnie karani za brak biletu w SKM-ce albo w autobusie innego przewoźnika, w momencie, gdy bezradnie pokazują bilet kupiony w gdańskim ZTM. Pod nazwą "bilet metropolitalny" funkcjonuje kilka protez - np. bilet pozwalający pojechać autobusem i tramwajem różnych przewoźników, ale nie SKM-ką. Bilety, które obejmują SKM-kę, nie obejmują wszystkich pociągów przejeżdżających przez Trójmiasto oraz gmin podmiejskich - np. Pruszcza Gdańskiego. W Wiedniu albo Berlinie cała metropolia podzielona jest na strefy i na terenie danej strefy można przemieszczać się wszystkim, włącznie z ekspresami przejeżdżającymi przez miasto. Wzorem jest Paryż, gdzie kombinacja autobusów, tramwajów, metra oraz szybkich pociągów RER znajduje się na jednym rozkładzie i jednym bilecie. Nawet metropolia śląska, kilka razy rozleglejsza i składająca się z wielu organizmów miejskich o podobnych rozmiarach, mówiąc kolokwialnie, "ogarnęła temat". Czas, by "temat ogarnęły" gminy metropolii - zwłaszcza, że istnieje baza organizacyjna (MZKZG).Komunikacja po górnym tarasieKolejny przejaw "niedasizmu" związanego z komunikacją miejską w metropolii trójmiejskiej to realny brak komunikacji po górnym tarasie. I tak, mieszkaniec Kowal, który pracuje w okolicy lotniska, musi najpierw zjechać na dolny taras (przynajmniej na Łostowice, ale lepiej do centrum), aby potem pracowicie podjechać do portu lotniczego. Od momentu gdy jest PKM-ka i tak nie musi stać w korkach. Tak czy inaczej, straci na to minimum godzinę i kilka razy się przesiądzie. Podróż z Dąbrowy do biur na Jasieniu (Cube Office Park) zajmuje ok. 25 minut samochodem i około dwóch godzin, jeśli jechać komunikacją miejską. Dodatkowo, trzeba zakupić trzy różne ustawienia sensownej komunikacji po górnym tarasie Trójmiasta to tysiące ton dwutlenku węgla, miliony marnowanych w korkach minut i setki tysięcy złotych wypuszczanych w powietrze przez posiadaczy samochodów. Nie wspominając o wiecznie zakorkowanej obwodnicy - która, notabene, dawno przestała być faktyczną "obwodnicą", tj. drogą otaczającą metropolię, a stała się trasą średnicową górnego urbanistyczny chaos ekspansji metropoliiNowe osiedla w sposób niekontrolowany rosną w samych miastach i w nowych obszarach podmiejskich, za czym w najmniejszym stopniu nie idzie infrastruktura miasta oraz wsparcie gmin. Na nowych osiedlach zarówno w mieście, jak i pod miastem (Rumia, Pruszcz Gdański i Rotmanka, gmina Kosakowo) brakuje szkół, przychodni, przedszkoli i punktów obsługi mieszkańców. W rezultacie, tysiące mieszkańców metropolii codziennie przemierza dziesiątki tysięcy kilometrów wte i wewte, aby załatwić podstawowe sprawy - np. odwieźć dzieci do szkoły, załatwić sprawę w urzędzie skarbowym albo odbyć badania w ośrodku zdrowia. Nieliczne nowe szkoły budowane na peryferiach (Osowa, Jasień) błyskawicznie zapełniają się dziećmi, a nauka często odbywa się na dwie zmiany. Jeśli chodzi o opiekę przedszkolną oraz zdrowotną - honor ratuje sektor prywatny. Pojawiają się nowe przedszkola i żłobki, a specjaliści otwierają swoje gabinety w handlowych parterach nowo budowanych bloków. To dobrze - ale to nie całym dystansie, jaki mamy wobec socjalistycznego budownictwa z czasów PRL, warto docenić myśl urbanistyczną dawnych osiedli. Owszem, mieszkania były małe, akustyczne, pełne usterek i mało komfortowe, ale układ urbanistyczny był bardzo komunikacyjne na zewnątrz, w środku bloki mieszkalne, tereny rekreacyjne, szkoła, żłobek, ośrodek zdrowia i dom kultury. Do dziś mieszkańcy Przymorza, Chyloni czy Suchanina korzystają z tego planowania przestrzennego; warto, aby w podobny sposób planowano rozwój nowych strefy przygranicznejNieco zaskakujący element w tej wyliczance, ale istotny. Otóż nieomal całe Trójmiasto znajduje się w strefie nadgranicznej. Na co dzień nie zauważamy konsekwencji tego faktu - być może ktoś spostrzegł jedynie małe, czerwone tabliczki przy drogach dojazdowych na granicy strefy. Ale konsekwencje uderzają w obcokrajowców, którzy zapragnęli kupić nieruchomość w Trójmieście. Ustawa z 1920 (!) roku nakazuje zdobyć zezwolenie ministra właściwego dla administracji i spraw wewnętrznych. Jest to procedura prosta i tania, ale przeciągająca się od czasu, kiedy Polska stała się kierunkiem wybieranym przez wielu imigrantów z Europy i spoza niej. Na wydanie takiego dokumentu czeka się nawet powyżej roku. W rezultacie, wielu obcokrajowców spoza UE, którzy chcieliby się osiedlić w Trójmieście, emigruje dalej, do Wrocławia, Poznania czy Warszawy - bo tam zezwolenia nie muszą mówiąc, o ile można zrozumieć takie ograniczenia na terenie gmin graniczących z Białorusią, Rosją czy nawet Ukrainą, nie sposób zrozumieć jakie korzyści miałoby utrzymywanie ich na terenie milionowej metropolii, która miała pecha (czy raczej szczęście) znaleźć się nad morzem, a od najbliższej granicy dzieli ją ponad 100 km, na dodatek nie jest to zwarte terytorium sąsiada, tylko enklawa skupiona na własnych problemach i raczej obawiająca się aneksji niż ją tylko samorządOwa wyliczanka nie pretenduje ani do miana kompletności, ani do listy żalów pod adresem samorządów. Wiele z tych kwestii wymaga rozwiązań na poziome prawa - a prawo stanowią władze centralne, nie samorządowe. Kwestia strefy nadgranicznej jest tutaj dobrym przykładem. Niemniej, powinniśmy oczekiwać od lokalnych posłów wszystkich opcji i formacji wspólnego działania na rzecz interesów metropolii przyciągającej specjalistów z całego świata i ułatwiania im życia, jeśli zechcą osiedlić się w Trójmieście. Skuteczny lobbying mógł wiele zdziałać. Być może jedyny przytyk pod adresem samorządów to jałowa, bezsensowna i trudna do zrozumienia rywalizacja samorządów, zwłaszcza Gdańska i Gdyni. Ponurą pamiątką oderwanych od rzeczywistości ambicji jest historia gdyńskiego lotniska - pomnika próżności i megalomanii tamtejszego magistratu i radnych, który dziś niszczeje odłożyć na bok animozje personalne oraz źle pojętą dumę regionalną, mielibyśmy choćby wspólny bilet albo linie autobusowe przecinające górny taras metropolii. Tu nie chodzi o powiewanie flagą lokalnego klubu na futbolowym stadionie, a o dobro miliona mieszkańców nadmorskiej metropolii!Wybory samorządowe za kilka lat, ale w obecnej sytuacji, gdy Polski Ład pozbawił samorządy znaczącej części wpływów podatkowych, a władze centralne wprost wypowiedziały wojnę "niepokornym" samorządom (zwłaszcza gdańskiemu), mieszkańcy oczekują, że ich interesy będą przedkładane nad ambicje lokalnych polityków.
Bóg zmierza do tego, żeby człowiek cieszył się życiem w raju „I zajął się Jehowa Bóg człowiekiem, i osadził go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i nim się opiekował” (RODZAJU 2:15). 1. Jakie było pierwotne zamierzenie Stwórcy co do posłusznej ludzkości? STWÓRCA od samego początku zamierzył i nie odstąpił od tego zamierzenia, żeby posłuszni Mu ludzie mogli się cieszyć życiem, żeby się nie starzeli, ale wciąż byli pełni młodzieńczego wigoru nie wiedząc, co to nuda. Pragnął, aby tacy ludzie zawsze mieli cele życiowe godne zrealizowania, żeby kochali drugich i byli kochani szczerą, niesamolubną, doskonałą miłością — słowem by żyli w raju! (Rodzaju 2:8; por. Łukasza 23:42, 43). 2. (a) Co musiało nastąpić, gdy pierwszy człowiek uzyskał świadomość? (b) Kiedy, gdzie i w jakiej porze roku został on stworzony? 2 Aby to sobie uzmysłowić, spójrzmy oczami wyobraźni na nowo stworzonego Adama, który dopiero co uzyskał świadomość, a teraz przygląda się swemu ciału i zaczyna analizować wszystko, co wokół siebie widzi, słyszy oraz czuje, po raz pierwszy uprzytamniając sobie, że żyje! Jak wynika z chronologii biblijnej, miało to miejsce jakieś 6000 lat temu, w roku 4026 Rzecz działa się na półkuli północnej, na obszarze dzisiejszej Turcji, czyli w południowo-zachodniej części kontynentu zwanego obecnie Azją, gdzieś w okolicach rzek Eufrat i Tygrys. Było to około 1 października, gdyż według najstarszych kalendarzy rachuba czasu zaczynała się mniej więcej od tej daty. 3. (a) W jakim stanie został stworzony pierwszy człowiek? (b) Jak brzmiało jego imię i co ono oznaczało? 3 Pierwszy człowiek rozpoczął życie jako w pełni dorosły mężczyzna, doskonale zbudowany, doskonały pod względem stanu zdrowia i moralności. Imię, jakim raz po raz określa go sprawozdanie biblijne, kieruje naszą uwagę na tworzywo, z którego został ukształtowany. Miał na imię ʼA·damʹ.* Ziemia, czyli gleba, z której powstał, była nazywana ʼa·da·maʹ. Słusznie zatem można powiedzieć, że słowo to znaczy „człowiek ziemski”. Określenie to stało się zarazem imieniem pierwszego mężczyzny — Adama. Jakże musiał on być przejęty, gdy zaczął żyć jako myśląca, rozumna jednostka! 4. Jakiego dziwnego przeżycia nie miał Adam na początku swego istnienia, i wobec tego czyim nie był synem? 4 Kiedy pierwszy człowiek, Adam, otrzymał życie, kiedy rozpoczął świadome myślenie i otworzył oczy, wcale nie stwierdził, że leży na włochatym brzuchu samicy jakiegoś stworzenia podobnego do małpy, obejmującej go silnymi, długimi kończynami. Nie przytulał się do żadnej takiej matki, czule patrząc jej w oczy. Człowiek nie miał tak dziwnego przebudzenia do życia. Nie odczuwał cielesnej więzi z jakąś małpą, nawet gdy później po raz pierwszy ujrzał którąś z nich. W dniu jego stworzenia nic nie dawało podstaw do mniemania, jakoby był potomkiem bądź też dalekim krewnym małpy albo innego zwierzęcia o podobnym wyglądzie. Czy jednak Adam miał pozostawać w nieświadomości co do swego pochodzenia? Bynajmniej! 5. Co Adam niewątpliwie wiedział o ogrodzie przypominającym park oraz o samym sobie? 5 Rzecz jasna mógł się zastanawiać nad tym, jak powstały wszystkie wspaniałości, które oglądał. Wiedział, że znajduje się w ogrodzie przypominającym park, w raju, którego sam nie zaprojektował, nie założył ani nie urządził. Skąd się to wszystko wzięło? Będąc myślącym człowiekiem o doskonałej inteligencji, Adam zapewne chciał to wiedzieć. Nie miał żadnych wcześniejszych doświadczeń. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie uczynił, nie ukształtował sam siebie. Nie stał się człowiekiem dzięki własnym staraniom (por. Psalm 100:3; 139:14). 6. Jak Adam mógł się zachowywać, gdy zaczął żyć w doskonałym ziemskim mieszkaniu? 6 Adam mógł być początkowo zbyt podniecony nowym, radosnym doznaniem, jakim było rozpoczęcie życia w doskonałym, ziemskim domu, by rozmyślać nad kwestią, skąd się wziął i dlaczego się tu znalazł. Zaczął po prostu wydawać radosne okrzyki. Okazało się, że z jego ust wychodzą słowa. Słyszał sam siebie, jak używa ludzkiej mowy, zachwycając się różnymi tworami, które widział i których słuchał. Jakże cudownie było żyć w tym rajskim ogrodzie! Ale radosne sycenie się wrażeniami płynącymi z oglądania, słuchania, wąchania i dotykania najrozmaitszych rzeczy mogło skłaniać Adama do refleksji. Gdybyśmy się znaleźli w jego położeniu, wszystko wokół nas również byłoby tajemnicą, której nie umielibyśmy zbadać o własnych siłach. Pochodzenie człowieka — bez tajemnic 7. Dlaczego Adam nie musiał długo gubić się w domysłach co do tego, skąd się wziął w rajskim ogrodzie? 7 Adam nie pozostawał zbyt długo w niewiedzy co do sytuacji, w jakiej się znalazł, żyjąc samotnie w rajskim ogrodzie i nie widząc nikogo podobnego do siebie. W pewnym momencie usłyszał czyjeś słowa. Zrozumiał je. Ale kto je wypowiadał? Nie było widać istoty, która mówiła. Głos pochodził z dziedziny niewidzialnej, lecz był skierowany do człowieka. Był to głos jego Stwórcy! Człowiek potrafił odpowiedzieć podobnie, za pośrednictwem mowy. W ten sposób zaczął rozmawiać z Bogiem, swoim Życiodawcą. Aby słyszeć Boga, nie potrzebował aparatu zbudowanego przez jakiegoś naukowca, w rodzaju odbiornika radiowego. Stwórca potrafił porozumiewać się z nim bezpośrednio. 8, 9. (a) Jakie pytania mógł zadać Adam oraz jaką ojcowską opieką i troską został otoczony? (b) Jaką odpowiedź otrzymał od swego niebiańskiego Ojca? 8 Od tej chwili Adam wiedział, że nie jest sam, toteż niewątpliwie poczuł się raźniej. Do głowy cisnęło mu się mnóstwo pytań. Mógł je zadać temu Niewidzialnemu, który z nim rozmawiał. Kto stworzył jego samego oraz ten rozkoszny ogród? W jakim celu się tu znalazł i czym miałby wypełnić swoje życie? Czy ma ono jakiś głębszy sens? Pierwszy człowiek odczuł ojcowską troskę i zainteresowanie, gdyż na swoje pytania uzyskał odpowiedzi zaspokajające jego dociekliwy umysł. A ileż radości musiała dać Twórcy, Życiodawcy i niewidzialnemu Ojcu człowieka możliwość posłuchania, jak zaczyna on mówić, wypowiadając pierwsze słowa! Jakże szczęśliwy czuł się niebiański Ojciec, prowadząc rozmowę ze swym synem! Pierwsze, samorzutnie nasuwające się pytanie Adama mogło brzmieć: „Skąd się tu wziąłem?” Bóg chętnie mu na nie odpowiedział i tym samym uznał go za swego syna. Był on więc „synem Bożym” (Łukasza 3:38). Jehowa wyjawił, iż jest Ojcem pierwszego stworzenia ludzkiego. A oto sedno wypowiedzi, jaką Adam usłyszał od swego Stwórcy i przekazał potomkom: 9 „I przystąpił Jehowa Bóg do ukształtowania człowieka z prochu ziemi, i tchnął w jego nozdrza dech życia, i stał się człowiek duszą żyjącą. Ponadto Jehowa Bóg zasadził ogród w Edenie, ku wschodowi, i tam umieścił człowieka, którego ukształtował. Sprawił więc Jehowa Bóg, że wyrosło z ziemi wszelkie drzewo ponętne dla wzroku i dobre na pokarm, a także drzewo życia w środku ogrodu oraz drzewo poznania dobra i zła. Była też rzeka wypływająca z Edenu, żeby nawadniać ogród, a stamtąd zaczynała się dzielić i tworzyła jak gdyby cztery odnogi” (Rodzaju 2:7-10).* 10, 11. (a) Jakie fakty Adam zrozumiał bez trudu, ale jakie jeszcze pytania wymagały odpowiedzi? (b) Jakich wyjaśnień udzielił Adamowi jego niebiański Ojciec? 10 Bystry, świeży umysł Adama skwapliwie chłonął te wyczerpujące objaśnienia. Wiedział on teraz, że nie pochodzi z niewidzialnej dziedziny, z której przemawiał jego Twórca. Został ukształtowany z ziemi, na której mieszkał, i dlatego był stworzeniem ziemskim. Życiodawcą jego i Ojcem był Jehowa Bóg, on zaś był „duszą żyjącą”. Istnienie swe zawdzięczał Jehowie Bogu, toteż był „synem Bożym”. Drzewa w otaczającym go ogrodzie Eden wydawały owoce, które nadawały się na pokarm; mógł je spożywać i dzięki temu utrzymywać się przy życiu jako dusza. Ale właściwie po co miał żyć i w jakim celu osadzono go na ziemi, w tym ogrodzie Eden? Był w pełni rozwiniętym człowiekiem, dysponującym zdolnością rozumowania i różnymi umiejętnościami fizycznymi, miał więc prawo to wiedzieć. W przeciwnym razie jakże mógłby wykonać czekające go zadanie, sprawiając radość swemu Twórcy i Ojcu spełnianiem Jego Boskiej woli? Odpowiedzi na te stosowne pytania zawarto w następującej informacji: 11 „I zajął się Jehowa Bóg człowiekiem, i osadził go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i nim się opiekował. I Jehowa Bóg dał też człowiekowi taki rozkaz: ‛Z każdego drzewa w ogrodzie możesz jeść do syta. Ale co do drzewa poznania dobra i zła, z tego nie będziesz jeść, bo dnia, którego zjesz z niego, niechybnie umrzesz’” (Rodzaju 2:15-17). 12. Za co Adam zapewne podziękował swemu Stwórcy i w jaki sposób mógł przysparzać chwały Bogu? 12 Adam niewątpliwie podziękował swojemu Stwórcy za przydzielenie stałego, pożytecznego zajęcia w pięknym ogrodzie Eden. Znał już wolę swego Ojca i mógł na ziemi coś dla Niego robić. Odtąd był za coś odpowiedzialny: miał uprawiać Eden i dbać o jego stan, ale praca ta miała być przyjemnością. Dzięki niej Eden miał zawsze wyglądać tak, żeby przynosił chwałę i cześć swemu Założycielowi, Jehowie Bogu. Ilekroć Adam poczuł po pracy głód, mógł najeść się do syta owoców z drzew rosnących w ogrodzie. W ten sposób mógł regenerować siły i bez końca, na zawsze kontynuować szczęśliwe życie (por. Kaznodziei 3:10-13). Perspektywa życia wiecznego 13. Jaka perspektywa otwierała się przed pierwszym człowiekiem? Dlaczego? 13 Życie bez końca? Myśl ta mogła się wydać doskonałemu człowiekowi niemalże niewiarogodna! Ale właściwie dlaczego? Stwórca nie chciał ani nie zamierzał zniszczyć mistrzowsko zaprojektowanego ogrodu Eden. Po cóż miałby unicestwiać swoje dzieło, skoro było dobre i stanowiło potwierdzenie Jego genialnych zdolności twórczych? Całkiem to chyba logiczne, że niczego takiego nie miał w planie (Izajasza 45:18). A ponieważ ten niezrównanie piękny park miał być stale pielęgnowany, potrzebny był ogrodnik i opiekun w rodzaju doskonałego mężczyzny, Adama. Gdyby ów opiekun nie wziął do ust owocu z zakazanego „drzewa poznania dobra i zła”, nigdy by nie umarł. Doskonały człowiek istotnie mógł żyć wiecznie! 14. Od czego zależało, czy Adam będzie żył wiecznie w raju? 14 Adam miał więc widoki na życie wieczne w rajskim ogrodzie Eden! Mógł się nim rozkoszować bez końca, pod warunkiem jednak, że pozostanie doskonale posłuszny swemu Stwórcy i nie spożyje zakazanego mu owocu. Pragnieniem Boga było, żeby doskonały człowiek wytrwał w posłuszeństwie i żył wiecznie. Zakazany owoc z „drzewa poznania dobra i zła” sam w sobie nie był śmiercionośny. Dla człowieka stanowił jedynie próbę całkowitego posłuszeństwa względem jego Ojca. Adam miał dzięki temu sposobność okazania miłości do Boga, swego Stworzyciela. 15. Dlaczego nasz praojciec mógł się spodziewać wspaniałej przyszłości oraz dobrodziejstw z ręki swego Stwórcy? 15 Bezgrzeszny człowiek mógł liczyć na wspaniałą przyszłość, odczuwając głęboką satysfakcję, że jako syn niebiańskiego Ojca nie powstał w wyniku jakiegoś przypadku, że jego umysł rozjaśniło zrozumienie sensu istnienia i że ma możność żyć wiecznie w raju. Jadł z drzew, których owoce nadawały się na pokarm, natomiast trzymał się z dala od „drzewa poznania dobra i zła”. Wiedzę o tym, co słuszne, chciał nabywać od swego Stwórcy. Praca polegająca nie na rujnowaniu, lecz na pielęgnowaniu ogrodu Eden, była dobra, toteż doskonały człowiek pracował. Nie musiał zgłębiać tajemnic 16-18. Jakich tajemnic Adam nie musiał zgłębiać? Dlaczego tak odpowiadasz? 16 Adam zauważył, że wielkie źródło światła dziennego przesuwało się po nieboskłonie i chyląc się ku zachodowi, świeciło słabiej. Rozścielał się zmrok, a później nastała noc i Adam dostrzegł księżyc. Ale widok ten nie napawał go lękiem; było to przecież mniejsze źródło światła, władające nocą (Rodzaju 1:14-18). Po ogrodzie mogły też latać świetliki, migotając zimnym światłem niby maleńkie lampki. 17 Kiedy zapadała noc i robiło się coraz ciemniej, Adama — podobnie jak otaczające go zwierzęta — zaczęła ogarniać senność. Po przebudzeniu poczuł głód, więc ze smakiem zjadł na śniadanie owoce z dozwolonych drzew. 18 Adam pokrzepiony odpoczynkiem nocnym się posilił i pomyślał o pracy, jaka go czekała tego dnia. Widząc wokół siebie zieleń, nie doszedł do wniosku, iż powinien zgłębić tajniki tego, co tysiące lat później nazwano fotosyntezą — zagadkowego procesu, w trakcie którego zielony barwnik roślin, chlorofil, spożytkowuje energię światła słonecznego do wytwarzania składników pokarmowych przyswajalnych przez człowieka i zwierzęta, pobierając zarazem dwutlenek węgla wydychany przez te stworzenia i wydzielając tlen, którym z kolei one oddychają. Oczywiście można to nazwać tajemnicą, ale Adam nie uważał, że musi ją zbadać. Był to cud dokonany przez Stwórcę, który rozumiał istotę tego procesu i uruchomił go dla dobra organizmów żyjących na ziemi. Dlatego doskonałemu umysłowi pierwszego człowieka wystarczała znajomość faktu, iż wszystko rosło za sprawą Boga, Stworzyciela, a zadanie zlecone człowiekowi polegało na doglądaniu wszelkich odmian roślin znajdujących się w ogrodzie Eden (zob. Rodzaju 1:12). Samotny, ale nie pozbawiony radości 19. Jak nie postąpił Adam, mimo iż był sam i nikt na ziemi nie był do niego podobny? 19 Proces kształcenia człowieka przez jego niebiańskiego Ojca bynajmniej się nie zakończył. Adam dbał o ogród Eden, nie mając na ziemi nikogo podobnego do siebie, kto mógłby się do niego przyłączyć albo mu pomagać. Jeżeli chodzi o rodzaj ludzki, był jego jedynym przedstawicielem. Nie wyruszył w poszukiwaniu kogoś podobnego do siebie z myślą o znalezieniu na ziemi towarzysza. Nie prosił Boga, swego niebiańskiego Ojca, by dał mu brata lub siostrę. Mimo samotności nie postradał w końcu zmysłów ani nie utracił radości z życia i pracy. Cieszyło go towarzystwo Stworzyciela (por. Psalm 27:4). 20. (a) W czym Adam znajdował najwięcej przyjemności i zadowolenia? (b) Dlaczego taki tryb życia nie miał się stać dla Adama ciężką harówką? (c) Czego będzie dotyczył następny artykuł? 20 Adam wiedział, że on sam i jego praca podlega nadzorowi niebiańskiego Ojca. Szczytem przyjemności było dla niego sprawianie zadowolenia Bogu i Stwórcy, o którego wspaniałości świadczyły wszelkie piękne dzieła otaczające człowieka (por. Objawienie 15:3). Dla doskonale zrównoważonego mężczyzny, który mógł rozmawiać ze swym Bogiem, życie takie nie było morderczo ciężką harówką ani pasmem nużącego znoju. Bóg dał Adamowi ciekawe, fascynujące zajęcie, które miało mu sprawiać wiele radości i satysfakcji. Następny artykuł wyjaśni szerzej, na czym polegały rajskie błogosławieństwa i perspektywy, jakimi Adam się cieszył dzięki swemu miłościwemu Stwórcy. [Przypisy] Słowa tego użyto w języku, w którym pierwotnie spisano biblijne sprawozdanie o stwarzaniu (Rodzaju 1:26, New World Translation Reference Bible, przypis). Prorok Mojżesz, który w XVI wieku zamieścił tę informację w Księdze Rodzaju, uzupełnił ją zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy następującymi danymi co do rzeki płynącej w Edenie: „Nazwa pierwszej — Piszon; to ta, która opływa całą krainę Chawila, gdzie jest złoto. A złoto tej krainy jest dobre. Tam również jest żywica bdelium i kamień onyks. A nazwa drugiej rzeki — Gichon; to ta, która opływa całą krainę Kusz. Nazwa zaś trzeciej rzeki — Chiddekel; to ta, która płynie na wschód od Asyrii. A czwarta rzeka to Eufrat” (Rodzaju 2:11-14). Jak odpowiesz? ◻ Dlaczego Adam nie pozostawał długo w nieświadomości co do swego pochodzenia? ◻ Jaką pracę Bóg zlecił Adamowi i jak on zapewne na to zareagował? ◻ Jakimi widokami na przyszłość cieszył się doskonały człowiek? Dlaczego? ◻ Dlaczego Adam nie uczynił celem swego życia rozwiązywania różnych zagadek? ◻ Dlaczego samotność Adama nie pozbawiła go radości życia? [Prawa własności do ilustracji, strona 10] Zdjęcie: NASA
KAI: Mija rok od momentu pojawienia się informacji o siłowych nawracaniach dzieci w szkołach rezydencjalnych, odrywaniu ich od rodzimej kultury, tradycji. Jak w tej chwili ten temat jest postrzegany w Kanadzie?Bp Anthony Krótki: Kanadyjczycy prawdopodobnie będą mieli zawsze jakiś znak zapytania i obiekcje co do systemu, który wówczas funkcjonował. Robi się wszystko, żeby taki system już się nigdy nie powtórzył. Dzisiaj wszyscy starają się, żeby dzieci poznały język ich dziadków. To daje im siłę, jeśli wiedzą, kim są, ważne jest więc, by umiały korzystać z języka przodków. I chociaż poświęca się wiele uwagi, żeby nic złego z przeszłości nie powtórzyło się, to muszę powiedzieć, że Inuici i my mieszkający na dalekiej północy obserwujemy wielkie zmiany. Młodzież i dzieci bardzo oddalają się od kultury rodzimej, od stylu wychowania, który funkcjonował 40 lat temu. Sami rodzice mówią mi, że to dobro, którego oni doświadczali, może już nigdy nie wrócić. Nie można przekonać dzieci i młodzieży do dawnego stylu życia. Albo będziemy ciągle krytykować dawny system oświaty, albo znajdziemy dzisiaj sposób na przekazanie młodemu pokoleniu system wartości, kultury, obyczajów. Jego mentalność jest zupełnie inna. Mam nadzieję, że doświadczenie szkół rezydencjalnych nie powtórzy się nigdy więcej. Ale jak uchronić młodzież przed tym wszystkim, co dzisiaj się dzieje, przed upadkiem moralnym, duchowym, brakiem doświadczenia kulturowego? To jest bardzo trudno Ksiądz biskup był na przełomie marca i kwietnia z grupą Inuitów u papieża Myślę, że nikt oprócz dwójki delegatów z naszej grupy inuickiej nie zdawało sobie sprawy z tego, jak będzie wyglądała ta pielgrzymka do Rzymu, jak będzie wyglądało spotkanie z papieżem, wreszcie – jak się do tego przygotować i kim jest w ogóle papież. Jechali z nadzieją. Wyrwać się z końca świata i pojechać do Europy, gdzie niby wszystko jest takie piękne i jeszcze można zobaczyć Watykan, o którym dużo się mówi i niekoniecznie pozytywnie, to jest coś. Zwiedziliśmy trochę Rzym. Wreszcie nadszedł dzień spotkania z Ojcem Świętym. Widać było, że emocje chwyciły wszystkich bez wyjątku. Grupa była bardzo zjednoczona. Mówię oczywiście o osobach, które kiedy Ojciec Święty wszedł na spotkanie z nami, emocje pochłonęły wszystkich. Było wiele łez szczęścia. Są u papieża. To wszystko, co się mówi o Kościele pozytywnie i negatywnie, te wszystkie głosy jakby zniknęły. Mamy okazję spotkać następcę Piotra. Później dowiedziałem się, że nasza grupa była bardzo pokorna. Oni nie szukali sporów, konfrontacji, żeby pokazać papieżowi swoje niezadowolenie. Oni chcieli go spotkać. Każdy miał pięć minut i mógł powiedzieć Ojcu Świętemu, jak wygląda jego życie, także i to duchowe. Każdy z delegatów był wysłuchany. Przeżycia, uczucia, doświadczenie szkół rezydencjalnych, oderwanie od rodzin, od bliskich, co się mogło dziać wtedy w tych szkołach – mówili o tym wszystkim. Większość naszych delegatów nie miała nic wspólnego ze szkołami z uczestników pielgrzymki do Rzymu piszą do mnie co tydzień. Pytają o papieża, o to, jak on się czuje. Od spotkania w Watykanie stworzyła się osobista relacja. Oczywiście chcą pojechać na spotkanie z papieżem w Kanadzie. To jest dla nich bardzo ważne. Będziemy starali się zrobić wszystko, żeby im w tym Już za kilka dni papież przyleci, jeśli można tak powiedzieć, z rewizytą do Ojciec Święty na naszym spotkaniu pod koniec marca powiedział nam: nie przyjadę do was zimą, bo zimy trochę się boję, przyjadę do was latem. Ojciec Święty przyleci na daleką północ do stolicy naszego terytorium Nunawut: Iqaluit. Inuici chcą jechać. Mówią: zróbmy zbiórkę pieniędzy. Bardzo dużo ludzi chce polecieć do Iqaluit. Jest wśród nich wielu uczniów szkół rezydencjalnych, ale jest też spora grupa ludzi, którzy nie mieli z tym nic wspólnego. Niestety, w Iqaluit jest ograniczona liczba miejsc noclegowych. Uczniowie będą zebrani w jednym miejscu, żeby usłyszeć osobiście słowa papieża, żeby go zobaczyć. Cieszymy się, że Ojciec Święty przyjedzie!KAI: Dlaczego 30 lat temu wyjechał ksiądz na daleką północ?AK: To było moje marzenie od zawsze. Spotkałem jako młody chłopak księdza, który pracował wśród tubylców na zachodzie Kanady. Opowiadał mi, że na północ od jego misji mieszkają ludzie, którzy nazywają się Inuitami. Tam nie ma drzew, nie ma roślinności. Jest tylko śnieg i lód. To mnie bardzo poruszyło. Miałem wtedy 14 lat. Chciałem tam pojechać, bo to było najdalej i żeby warunki były ekstremalne. Zawsze lubiłem śnieg. Pochodzę z gór. Śniegu nigdy nie brakowało w moich rodzinnych stronach. Wszystkie książki Centkiewiczów znałem prawie na pamięć. "Inuk" czy "Na krańce świata" czytałem po kilka razy. Wszyscy w seminarium, w nowicjacie wiedzieli o tym. Kwestią było, czy się uda tam pojechać, czy dostanę pozwolenie ze strony mojego zgromadzenia. Duch Święty miał tu wiele do czynienia. Kiedy wyjechałem na daleką północ, byłem najszczęśliwszym człowiekiem. Na Alaskę i na Grenlandię nie było możliwości wyjazdu. W Kanadzie natomiast proszono wówczas o dwóch kapłanów…KAI: Na początku, oprócz języka, musiał się ksiądz nauczyć takich wręcz podstawowych rzeczy, żeby przetrzymać noc gdzieś na pustkowiu w czasie burzy śniegowej, jak się zepsuje skuter…AK: Na szczęście przyjechałem do wspólnoty oblatów Maryi Niepokalanej, w której jeden z ojców miał bardzo duże doświadczenie w codziennym życiu na dalekiej północy. Pierwszego dnia powiedział mi tak: ja nauczę cię gramatyki, pomogę nauczyć ci się języka (był cudownym nauczycielem!), ale tradycji, kultury ode mnie się nie nauczysz. Żeby się tego nauczyć, musisz iść do ludzi. Musisz z nimi być. Najlepiej jakbyś pojechał i pomieszkał z nimi. Kapłaństwa nikt ci nie zabierze. Zanim zaczniesz posługiwać jako kapłan, poznaj ludzi. I pojechałem na trzy miesiące. Mieszkałem w wiosce z jedenastoma rodzinami. Mieszkaliśmy w namiotach. Oni żyli zupełnie w zgodzie z naturą. To było piękne doświadczenie. Spotykaliśmy się na modlitwie. Tam byli katolicy, anglikanie, protestanci. To było niesamowite. Patrzyłem w bezkres horyzontu. Nigdy człowiek nie zapomina, że jest księdzem i ludzie też to wiedzieli i rozumieli. On musi wiedzieć więcej, żeby być księdzem wśród nas – tak słyszałem. Wiedzieli, że nie jestem Kanadyjczykiem, że mówię w innym języku. Później się dowiedziałem, że ich zadaniem było mnie przerobić, nie forsować, ale żebym zmienił swoje podejście, swoją mentalność. Wszystko po to, żebym mógł zrozumieć tych ludzi, zaakceptować ich, pokochać ich, żeby oni zobaczyli we mnie kapłana, który będzie im służył, a nie kogoś, kto im będzie nakazywał robić jakieś rzeczy. Wtedy zrozumiałem, że potrzeba ich wiary musi wyjść od nich. Bo kim ja jestem? Ja przyjeżdżam jako turysta. Dzisiaj jestem, jutro może mnie nie być. Jestem zakonnikiem, zakon może mnie przenieść. Bardzo ważnym było dla mnie, żeby oni mnie zaakceptowali pośród siebie. Otworzyłem moje drzwi najszerzej, jak tylko to było możliwe i starałem się przyjąć wszystko. Cały czas byłem księdzem, ale moja obecność musiała nabrać wartości i akceptacji ze strony ludzi, żeby dobrze się z tym czuli, żeby byli bezpieczni. Ja nigdy nie będę wyglądał jak oni, nigdy nie będę Inukiem. Mogę się starać, ale żeby stać się częścią tamtej kultury, potrzebne jest zaufanie W tym przygotowaniu musiał ksiądz pokonać bariery kulinarne, co czeka zresztą każdego misjonarza. Bo, jak ksiądz powiedział, albo się będzie z tymi ludźmi żyło, albo trzeba by się stamtąd Muszę się przyznać, że jak byłem w seminarium, w nowicjacie, jak zauważyłem, że jest gdzieś gotowe, surowe mięso na kiełbasy, to go próbowałem. Chciałem zobaczyć, jak to jest, jak się je surowiznę. Chciałem pojechać na daleką północ, a tam tak jedli. Próbowałem wołowego, wieprzowego i w końcu masarz, który przyjeżdżał, powiedział mi: ja robię kiełbasy, ale nie jem jak ty. To niesprawdzone, to niezbadane. Odpowiedziałem mu, że ludzie jedzą niebadane mięso i żyją. Myślę, że trochę kształtowałem sobie psychikę, żeby umieć przyjąć to, co będzie, to, co jest tam, a nie to, co my uważamy. To było moje przygotowanie do misji. Chciałem wiedzieć i doświadczyć, co ci ludzie przeżywają, zanim ich jeszcze mogłem spotkać. Śpią w igloo, mają psy…Jadąc na daleką północ, byłem przygotowany, że może być inaczej. Wszystko zatem powinno być dobre, byleby być z tymi ludźmi, byleby być na tamtej ziemi. Jak przyjechałem, okazało się, że wszyscy mają domy. Igloo robili tylko w czasie podróży. To nie było jakimś zaskoczeniem, nie było też żadnym rozczarowaniem. W pierwszym roku pobytu nauczyłem się robić igloo. Mnie to fascynowało. Igloo stało. Można było w nim spać. Ktoś by powiedział: w seminarium was nie przygotowali. Nieprawda! Surowe mięso, spanie zimą przy otwartym oknie w nowicjacie w Kodniu, spanie bez drzwi. Wiatr był cały czas, bo okno było otwarte. Rano śnieg na twarzy. Ktoś mógłby pomyśleć: ale ten Krótki jest głupi! Bo jak to inaczej nazwać? A dla mnie to było bardzo ważne. Doświadczenie tego, co nie było moje, było fantastycznym doświadczeniem. Myślę dzisiaj, że seminarium i nowicjat przygotowały mnie bardzo Musiał ksiądz biskup się z czymś zderzyć w eskimoskiej kuchni?AK: Jadło się właśnie surowe mięso. Tylko w niedzielę wieczorem po mszy świętej mieliśmy wspólną kolację. Wtedy było jedzenie gotowane, mięsa różnego rodzaju i gatunku były wyciągane na żwirowy brzeg oceanu. Tam to było położone i każdy brał co chciał. Ich dieta składa się głównie z mięsa. Później zaczęli robić zakupy w sklepach, zaczęli też dostawać pieniądze. Nikt nigdy nie robił żadnych dyskusji w kwestii jedzenia. Każdy jadł, kiedy był głodny, a nie kiedy był przygotowany posiłek. Nikt nie zapraszał, nikt nie gonił. Dla mnie to była fantastyczna wolność. Nie trzeba pytać, pukać, dzwonić, dadzą jeść albo może nie, a tam siadasz i jesz. Tam nie było żadnego zacofania. Oni żyją, szanując naturę. Latem łapali morsy i zakopywali je na brzegu w żwirze. Pozostawały tam przez wiele miesięcy. To mięso fermentowało, gniło, zupełnie zmieniało kolor. To jest ich przysmak. Miałem trudności, żeby to jeść na początku. Może nie tyle mój żołądek, ile moja głowa mnie hamowała przed tym mięsem. Niestety, nie było nic innego do jedzenia. Trzeba było opróżnić doły z mięsem sfermentowanym, żeby włożyć tam świeżo upolowane morsy. Nie było to Wraca ksiądz skuterem śnieżnym po zamarzniętym oceanie. Skuter się psuje. Trzeba zostać na noc samemu na pustkowiu. Chyba strach towarzyszył księdzu?AK: Powinien. Zawsze trzeba mieć świadomość, że coś może się wydarzyć. Morze jest daleko od wioski. Jeśli burza złapałaby mnie w podróży, byłoby niebezpiecznie. Staramy się dzisiaj nie popełniać takich błędów. Mamy lepsze możliwości. Wyjeżdżając z wioski, zawsze mówimy, o której ruszamy w podróż i w jakim kierunku. W razie czego będą wiedzieć, gdzie nas szukać. Wyruszając w podróż, musimy znać śnieg, orientować się w gwiazdach, znać kierunek jazdy. Zdarzyło mi się parę razy, że burza śniegowa zatrzymała mnie po drodze. Przeżyjesz albo nie, coś takiego miało miejsce w moim życiu na dalekiej północy. Mamy aniołów stróżów. Musimy się przygotować, nie możemy wszystkiego zwalać na nich. Trzeba być rozsądnym. Jak jest burza śniegowa, wieje silny wiatr i jest - 40, - 50 st. C, to nie ma żartów. W czasie każdej mojej przygody w podróży jakichś problemów, zawsze doświadczałem Bożej Opatrzności. To kwestia naszej wiary, czy poradzimy sobie z problemem, czy może wpadamy w panikę. Inuici od początku mi wbijali do głowy: cokolwiek ci się przydarzy, nie wpadaj w panikę, bo się zgubisz. Będziesz jeździł w kółko i zgubisz swój ślad. Inuici nauczyli mnie, jak rozpoznawać śnieg, świeży śnieg na lodzie, na co wskazuje, jaki jest kierunek wiatru. Kiedy przytrafiały mi się takie problemy, to jeszcze nie miałem GPS-u. Teraz pewnie bez tego urządzenia bym nie ruszył w Dla nas świat otaczający Inuitów może wydawać się surowy, brakuje zieleni, drzew, tylko śnieg, lód, skały. Ale oni widzą w tym piękno i Jestem tego pewien. Istnieje między nami taka niesamowita różnica. Kiedy przychodzimy tam, mówimy "wow". A oni od razu: co jest "wow"? Mój znajomy z dalekiej północy musiał polecieć do Edmonton na badania. Wysiadł z samolotu i zaraz poczuł wielki niepokój. Kiedy spotkaliśmy się ponownie, powiedział mi: podejdź do okna. Co widzisz? Nic nie widzę, odpowiedziałem. Chodzi ci o to, że ktoś jedzie skuterem? Że jacyś ludzie stoją tam dalej? Niedźwiedź? On mówi do mnie. Mam inne doświadczenie. Jak wyszedłem z lotniska w Edmonton, to nic nie widziałem. A domy, a samochody, a ludzie? Nic nie widziałem. Jeden blok przysłaniał drugi blok. Nic nie widać. On w Edmonton czuł się zagubiony. I mówi do mnie: zobacz, tu widzisz wszystko, widzisz 10 km przed tobą. To jest różnica. Kultury są niesamowite, głębokie. Mają rację. W miastach widzimy mało. To jakby patrzeć na zabieganego człowieka, pełnego trosk i kłopotów. Dla niego prawdziwe człowieczeństwo nie będzie widzialne. Inuici z jednej strony boją się miasta, ale z drugiej zaś chcieliby uciec do czegoś, co jest lepsze. Wielu z nich próbuje żyć w miastach Kanady na południu, ale to jest dla nich bardzo trudne, ponieważ tracą wolność, w której zostali Inuici stawiają coś w rodzaju pomników, które nazywają się inukshuk, które kształtem przypominają człowieka. Kiedy miejscowi uznali księdza za ich człowieka? Odczuł to ksiądz?AK: Przyznam, że zastanawiam się, czy kiedyś będę miał szansę stać się ich człowiekiem. Wiedzą, że jestem biały, że pochodzę z innego kontynentu. Ale myślę, że to prowadzi do głębszego szukania odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek. Czy staje się nim, bo tam się urodził? A może staje się człowiekiem ten, który żyje wartościami, które są obecne w tym miejscu? Dla nich wyzwaniem jest spojrzenie na drugiego człowieka od strony jego uczuć, jego przeżyć, jego wartości, a nie rozmyślanie tylko skąd on pochodzi i kim są jego rodzice. Mamy dużo mieszanych małżeństw, w których tylko jedno z rodziców jest Inuitem. Jak przyjmiemy dzieci z takich mieszanych małżeństw? Niestety są tendencje, żeby nie uważać takich dzieci za zupełnie nasze. To jest smutne i niebezpieczne. Jednak społeczność inuicka bardzo to przeżywa. Na południu Kanady, jak chcesz kogoś odwiedzić, musisz się umówić, musisz zapukać. Na północy nie umawiamy się. Idziemy jest z kamienia i jest czasami drogowskazem. Jest przekazaniem komuś wiadomości, że tutaj już ktoś był, że ktoś tutaj mieszkał. Może być znakiem, w którą stronę należy iść na ryby, na polowanie, gdzie ktoś z rodziny mógłby być pochowany. Teraz dowiedziałem się, że jeśli dobrze widać nogi inukshuka, to znaczy, że ktoś zmarł w tym miejscu. Przez wiele lat nie wiedziałem o tym. Dzisiaj nie odważyłbym się postawić takiego inukshuka. Wolałbym, żeby Inuici postawili taki znak, dlatego że ja jestem przechodniem na ich znajomi Inuici umówili się ze mną, że pojedziemy razem na polowanie. Wyszło, że pojechali beze mnie. Po prostu pojechali, kiedy mieli czas. U mnie w głowie było: to się umówimy, to mi powiedzcie, zadzwońcie, że już jedziecie. Chcesz jechać z nami, to bądź gotowy. Nie widziałem, jak wyjeżdżali. Po prostu pobiegli. Ja tego nie rozumiałem. Dołączyłem do nich. W drodze powrotnej około drugiej nad ranem widzę światła wioski. Brakowało około sześciu kilometrów. Jeden z przyjaciół mówi mi: teraz ty prowadzisz. Spotkaliśmy się na drugi dzień rano przy śniadaniu. Zapytałem: dlaczego kazałeś mi jechać jako pierwszy? Powiedziałem mu, że źle się z tym czułem. To było nieplanowane, nie byłem przygotowany do tego. O co wam chodziło? Widzisz, jak my wyjeżdżaliśmy, to jechaliśmy do siebie, jechaliśmy tam, skąd pochodzimy. Jeśli chcesz, wiesz, gdzie nas znajdziesz. Ale wracaliśmy do tego, co ty biały nam przygotowałeś. Wyście nam zbudowali te domy. To wy nam powiedzieliście, co my mamy robić na takim osiedlu domków. Ty jechałeś do siebie. Muszę powiedzieć, że poczułem mocne ściśnięcie w sercu. Nie wiedziałem tego. Jak mogłem o tym nie pomyśleć? Wtedy dopiero zrozumiałem, co znaczy dla nich biały człowiek, który przyjechał na daleką północ. Wyście nas wpuścili do klatek – rozbrzmiewało mi ciągle w uszach. Powiedzieliście, że mamy tu być, że będzie policja. Narzuciliście nam sposób życia. Odebraliśmy im wolność życia. Jeśli rząd zaplanował osady, to może księża też mieli z tym coś wspólnego? Bo i rząd, i księża chcieli, żeby Inuici żyli razem. To doświadczenie było dla mnie bardzo mocne, bardzo wręcz drastyczne, ale niesamowicie ważne. Bardzo mnie ono utworzenia: 20 lipca 2022, 09:42Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.
To nie mogło się udać. Gdy 22-letnia Elwira Madigan poznała swojego ukochanego, on miał już żonę i dwójkę dzieci Może nie byłoby to aż tak istotne, gdyby nie fakt, że mężczyzna pochodził z cenionej szlacheckiej rodziny, a Elwira była cyrkową artystką I chociaż była sławna w Europie, jej związek z żonatym i do tego oficerem z wyższej klasy, wywołał skandal. Skutki były tragiczne Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Kiedy w lipcu 1889 r. na cmentarzu w Landet w Danii pochowano kochanków: 22-letnią Elwirę Madigan i 35-letniego Sixtena Sparre'a, opinia publiczna bardzo im współczuła. Jednak parę tygodni wcześniej, gdy tych dwoje jeszcze żyło, świat nie był tak wrażliwy. Oburzenie i hejt spowodowane tym, że szlachcic związał się z artystką cyrkową, doprowadziło zakochanych do desperackiego czynu. Oboje popełnili samobójstwo. W XXI w. już zapomnieliśmy o barierach klasowych. W końcu nawet brytyjscy arystokraci i członkowie rodziny królewskiej mogą poślubić kobiety "z ludu", w których żyłach nie płynie błękitna krew. Ale jeszcze 130 lat było inaczej. Dziewczyna z klasy robotniczej nie mogła "wyjść" poza swój krąg społeczny. "Córka powietrza" staje się gwiazdą Zanim Elwira Madigan poznała swojego ukochanego, wiodła codzienne życie ubogiej panny. Urodziła się jako Hedvig Antoinette Isabella Eleonore Jensen we Flensburgu w 1867 r. Była córką stajennego z Kopenhagi Frederika Jensena i pochodzącej z Finlandii artystki cyrkowej Eleonory Cecylii Christiny Marii. Gdy Elwira była dzieckiem, jej rodzice się rozstali. Matka wówczas związała się z kolegą po fachu, Amerykaninem Johnem Madiganem. Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo Oboje podróżowali po Skandynawii z cyrkiem. Hedvig Jensen (czyli Elwira Madigan) zadebiutowała na cyrkowej arenie, mając osiem lat. Dziewczyna marzyła o tym, by zostać zapamiętaną. Trzy lata później opanowała sztukę chodzenia po linie do tego stopnia, że dyrekcja cyrku pozwoliła jej na samodzielne występy. Niedługo potem wraz z Gizelą Brož, przybraną córką Madigana, miała własne show: "Córki powietrza". Jak wielkim sukcesem cieszyło się wśród publiczności, świadczy fakt, że duński król Christian IX wkrótce nagrodził artystki złotym krzyżem. Elwira Madigan stała się gwiazdą. Tłumy zjawiały się w cyrku, gdziekolwiek występowała. W Paryżu, Londynie, Amsterdamie, Berlinie, czy w Odessie. W prasie nie brakowało o niej artykułów. Podobnie zresztą, jak wielbicieli, którzy czekali pod namiotem po jej występach. Elwira Madigan Porucznik idzie do cyrku W 1888 r. cyrk wystąpił w szwedzkim Kristianstad. Na widowni zasiadł porucznik Sixten Sparre. Oficer co prawda pochodził ze starej szlacheckiej rodziny, jednak to nie powstrzymało go przed zakochaniem się niemal od pierwszego wejrzenia w Elwirze Madigan. Artystka wkrótce opuściła miasto, jednak od tego czasu korespondowała ze Sparre'em. Problemem tej pary nie był jednak tylko status społeczny, ale także stan cywilny. Sixten Sparre był żonaty (choć nieszczęśliwie). Z żoną doczekał się dwójki dzieci. Zresztą dyrekcja cyrku nie życzyła sobie, aby pracujący dla nich artyści byli uwikłani w skandale obyczajowe. Kochankowie więc przez większość czasu ukrywali przed światem swoją zażyłość. Miłość zmusiła ich do ucieczki Para dokładnie zaplanowała ucieczkę. Doszło do niej w maju 1889 r. tuż po zaręczynach w Sundsvall w Szwecji. Przez Sztokholm udali się do Svendborg w Danii, gdzie wynajęli hotel i udawali parę w podróży poślubnej. Po pewnym czasie zauważono, że tylko on ma na palcu obrączkę, co zaczęło wzbudzać podejrzenia. Skandal wybuchł jednak dopiero, gdy rozpoznano w tajemniczej mężatce słynną artystkę cyrkową. Temat szybko trafił do mediów. Foto: ALAMY LIMITED / Agencja BE&W Sixten Sparre Niedługo potem sprawy przybrały dramatyczny obrót. Para nie mogła znieść nagonki. 15 lipca 1889 r. popłynęła na małą duńską wyspę Tasinge, gdzie wynajęła pokój u rodziny rybackiej w Troense. Trzy dni później o 10 rano zakochani wyszli z koszem piknikowym, udając się w stronę pobliskiego lasu. Podobno wyglądali na szczęśliwych. Parę godzin później Sixten Sparre zastrzelił Elwirę, po czym sam popełnił samobójstwo. Sława nieszczęśliwych kochanków nie zgasła nawet po pogrzebie. Opinię publiczną wzruszał fakt, że na ich oczach rozegrał się dramat niczym z Szekspira. Do tego media wciąż drążyły tę historię. Poeta Johan Lindström Saxon napisał o nich balladę, a Alex Behning zaledwie sześć lat temu piosenkę. Sama historia Madigan i Sparre'a trzykrotnie była przenoszona na duży ekran. Wszystko to sprawiło, że ta para zapisała się w zbiorowej pamięci. Opinia publiczna zaczęła mówić o niej z sympatią. Za późno. *** Jeśli zmagasz się z depresją, z lękiem, odczuwasz długotrwały smutek, masz myśli samobójcze lub podobnych stanów doświadcza ktoś z twojego otoczenia – nie czekaj, zadzwoń pod jeden z numerów pomocowych. Wszystkie dostępne są bezpłatnie i czynne całą dobę, siedem dni w tygodniu: 22 484 88 01 – Antydepresyjny Telefon Zaufania 800 702 222 – Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym 116 213 – Telefon dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym 22 484 88 04 – Telefon Zaufania Młodych 800 100 100 – Telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci 112 – W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia
Cena widoczna po zalogowaniu Symbol: DIL-P-1RKPL-BALONUR Kod kreskowy: 5902666741714 Realizacja zamówienia: 48 godzin EAN: 5902666741714 Producent: DIL Opis produktu Rozmiar 33x9x23 zestawie:Ręcznik frotte o wymiarach 50 x 100. Gramatura bawełna. Kubek w opakowaniu Polecamy Biustonosz z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. 8 kamieni szlachetnych, różne rodzaje. Średnica 4 cm wys. 6 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Stringi damskie z koralików cukierkowych Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 15 kamieni szlachetnych. Rróżne rodzaje. Średnica 5 cm wys. 7 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Stringi męskie z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 100 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 17 cm wys. 23 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 20 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 6 cm wys. 10 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Fontanna tortowa, 1 szt./ opakowanie Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 50 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 11 cm wys. 15 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Drzewko szczęścia. Ok. 40 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 8,5 cm cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 szt. Klienci, którzy kupili ten produkt wybrali również... Drzewko szczęścia. Ok. 15 kamieni szlachetnych. Rróżne rodzaje. Średnica 5 cm wys. 7 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Drzewko szczęścia. Ok. 20 kamieni szlachetnych. Różne rodzaje. Średnica 6 cm wys. 10 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Drzewko szczęścia. 8 kamieni szlachetnych, różne rodzaje. Średnica 4 cm wys. 6 cm. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Fontanna tortowa, 1 szt./ opakowanie Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Stringi damskie z koralików cukierkowych Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Biustonosz z koralików cukierkowych. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Stringi damskie jadalna bielizna Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 12 Stringi męskie jadalna bielizna Cena widoczna po zalogowaniu Kielnia z dzwonkiem i 6 kieliszkami. Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1 Statuetka 'Na 1 rocznicę ślubu' Cena widoczna po zalogowaniu Zawartość opakowania zbiorczego: 1
żeby się żyło żeby się mogło